Skoczkowie zaczynali konkurs z dziewiątej belki, ale po występie dwóch zawodników - Fina Jarkko Maeaettae (196 metrów) i Czecha Antonina Hajka (199,5 metra), postanowiono drastycznie skrócić rozbieg. Trafiło na Piotra Żyłę, ale reprezentant Polski, który w piątek miał ogromne problemy przy swoim skoku, tym razem zaprezentował się bardzo dobrze i wcale nie przeszkodziło mu to, że startował z szóstej belki. Popularny "Wewiór" skoczył bowiem 230,5 metra, tylko dwa metry bliżej niż wynosi jego rekord życiowy. Sędziowie znowu więc obniżyli rozbieg, ostatecznie do czwartej belki, ale nie przeszkodziło to zawodnikom skakać daleko. Jurij Tepesz osiągnął aż 237,5 metra i Słoweńcy objęli zdecydowane prowadzenie z 237,1 punktu. Drugie miejsce zajmowali Austriacy, u których Stefan Kraft skoczył 226,5 metra, co dało im 231,5 punktu, trzecie miejsce zajmowali Norwegowie po występie Johanna Andre Forfanga (209,5 m/210 pkt), a Polacy z dorobkiem 205,2 pkt zajmowali czwarte miejsce. W pierwszej kolejce swój skok zawalił Markus Eisenbichler. Niemiec osiągnął zaledwie 169 metrów i z notą 155,2 pkt i Niemcy zajmowali ostatnie, ósme miejsce. Jako drugi z "Biało-czerwonych" zaprezentował się Aleksander Zniszczoł, który jednak nie poradził sobie, skacząc z czwartej belki. Tylko 149,5 metra oznaczało wielkie straty reprezentacji Polski. Potem sędziowie znowu zdecydowali się podnieść rozbieg do szóstej belki. Nie zawiedli zawodnicy czołowych ekip sobotniego konkursu. Anże Semenicz skoczył 216 metrów, ale Słoweńcy z notą 435,3 pkt spadli na drugie miejsce. Stało się tak, ponieważ Michael Hayboeck osiągnął 225,5 metra i Austriacy objęli prowadzenie (445,2). Na trzeciej pozycji pozostali Norwegowie (406,6), ponieważ Kenneth Gangnes skoczył 212,5 metra, a na czwarte awansowali Japończycy (376,1), dla których Taku Takeuchi poleciał na 200,5 metra. Polacy byli za nimi (344,7). Dalej słabo spisywali się Niemcy. Richard Freitag skoczył zaledwie 183 metry, ale i tak Niemcy wyprzedzili Czechów. Straty jakie ponieśliśmy po próbie Zniszczoła, starał się zrekompensować Klemens Murańka. 221,5 metra oznaczało wyrównanie przez niego rekordu życiowego. Polacy nadal pozostali na piątym miejscu (543 punkty), ale zmniejszyliśmy stratę do Japończyków (553,7), ponieważ Daiki Ito skoczył 199,5 metra. Liderem zostali ponownie Słoweńcy (634 punkty). Robert Kranjec wylądował bowiem na 225. metrze, a Manuel Fettner na 204. i Austriacy z 623,6 pkt spadli na drugie miejsce. Na trzecim cały czas plasowała się Norwegia (604,2), Anders Fannemel skoczył 219,5 metra. Przed skokiem Stocha nastąpiła kilkuminutowa przerwa z powodu zbyt silnych podmuchów wiatru. Nie wytrąciło to jednak nowego rekordzisty Polski (238 metrów z serii próbnej) z równowagi, który skoczył 218 metrów. Ponieważ startujący za nim Noriaki Kasai zepsuł swoją próbę (172,5 metra) "Biało-czerwoni" wyprzedzili Japonię w klasyfikacji. Polacy mieli notę 753,8 pkt, a Japończycy 706,5. Na prowadzeniu po pierwszej serii pozostali Słoweńcy (848,4 pkt). Peter Prevc skoczył 218, metra. Najgroźniejsi rywale gospodarzy spisali się słabiej. Gregor Schlierenzauer osiągnął 195,5 metra i po czterech zawodnikach Austriacy zgromadzili 805,1 pkt, a Rune Velta wylądował na 199. metrze i Norwegia wciąż była trzecia (784 punkty). Poprawili się Niemcy, którzy awansowali na szóste miejsce, a to za sprawą najlepszego w tej kolejce skoku Severina Freunda - 220 metrów. I to był już koniec sobotnich zawodów. Sędziowie z powodu złych warunków atmosferycznych zdecydowali o odwołaniu drugiej serii i wyniki po pierwszej stały się końcowymi. Organizatorzy mieli poważne problemy już z rozegraniem pierwszej serii. Silny wiatr powodował, że ze względów bezpieczeństwa długość rozbiegu zmieniano ponad dziesięć razy. Kilku zawodników, którzy trafili na optymalne warunki, gdy siła wiatru "pod narty" przekraczała 2,5 m/s, otrzymali ponad 35 pkt ujemnych. To ewenement w konkursach pucharowych sezonu. W niedzielę ostatni akord Pucharu Świata w skokach - konkurs indywidualny. Początek o 10.