Nasi skoczkowie świetnie spisali się w sobotniej drużynówce, którą wygrali ze sporą przewagą. Niestety, w niedzielę nie potwierdzili, że ich forma idzie w górę. Najlepszy z naszych - Piotr Żyła skoczył 129,5 metra oraz 133,5 i zajął dziewiąte miejsce. Lokata z pewnością byłaby wyższa, gdyby nie problemy przy lądowaniu. Niewiele brakowało, a skończyłoby się upadkiem. - Trudno mi tak naprawdę ocenić, co się wydarzyło. Może nie byłem skoncentrowany do samego końca, a może za bardzo chciałem przeskoczyć linię, a nie było już z czego? - zastanawiał się Żyła, zapytany przez dziennikarza TVP Sport o powody niepewnego lądowania. - Cieszę się, że nie wylądowałem na nosie, jak w Wiśle - śmiał się Żyła. - Jestem ogólnie zadowolony nie tyle z dzisiejszych skoków, co z całej pracy, jaką tutaj wykonałem. Jestem zadowolony, bo zrealizowałem swoje założenia. Postanowiłem sobie, że tutaj w Klingenthal nie będę "łajdaczył" jak od Wisły, tylko będę pracował od początku do końca. Jestem zadowolony, bo rzeczywiście tak była, poza tym telemarkiem na koniec, no ale trudno... Cieszę się, że nos mam cały - mówił z uśmiechem nasz skoczek. Czy kadra pod wodzą trenera Michala Doleżala idzie w dobrym kierunku? - Wiedzieliśmy, że ta praca cały czas jest dobrze wykonywana. Jeśli chodzi o mnie, to czymś gdzieś się tam rozkojarzyłem - dodał Żyła. MZ