To właśnie na swojej skoczni, na oczach rozentuzjazmowanej "biało-czerwonej" publiczności, Żyła zaliczył bolesny upadek.Podczas konkursu indywidualnego w Wiśle-Malince tak niefortunnie lądował, że upadł na zeskok, uderzając twarzą o twarde jak lód podłoże. "Wewiór" wyraźnie sprawiał wrażenie rozjuszonego całym zdarzeniem, a spływająca mu z twarzy krew jeszcze bardziej pobudzała zawodnika. Udobruchać próbował go nawet Adam Małysz, dyrektor w Polskim Związku Narciarskim, który prędko znalazł się przy młodszym koledze.Obrażenie fizyczne były śladowe, skoczek uniknął poważnych kontuzji, ale niepomyślne zdarzenie przez wiele tygodni siedziało mu w głowie i miało wpływ na dyspozycję w konkursach. Tak sprawy przedstawia sam Żyła. - Ten upadek trochę mnie rozbił. Nie umiałem się po tym zebrać. Straciłem tam wówczas mnóstwo energii. Chęć do skakania wróciła tak naprawdę dopiero pod koniec sezonu - powiedział zawodnik dla oficjalnej strony Polskiego Związku Narciarskiego.