Wraz z odejściem Austriaka Stefana Horngachera, który w najbliższym czasie parafuje kontrakt na prowadzenie reprezentacji Niemiec, na jednym z najgorętszych stołków trenerskich w naszym kraju zasiada 41-letni Michal Doleżal. Jako skoczek Czech nigdy nie święcił wielkich sukcesów, ale to żaden argument, który dyskwalifikowałby go w nowej roli. Przeciwnie, sport zna wiele przypadków trenerów, który nie byli świetnymi zawodnikami, ale zostawali znakomitymi szkoleniowcami. A Doleżal, jakkolwiek szczęśliwy po przejęciu sterów w najlepszej reprezentacji w Pucharze Narodów, korzystając z doświadczenia zdobytego przez trzy lata w roli asystenta, chce wykonać kolejny, milowy krok dla chwały całych polskich skoków. Stąd zapowiedź, że zamierza objąć opieką cały nasz system szkolenia, widząc w jak wielu aspektach wciąż niedomaga, trwoniąc swój potencjał. Co ważne Czech, nazywany specjalistą od sprzętu, nie zapowiada rewolucji, by nie wylać dziecka z kąpielą. Czy rzucony na głęboką wodę Doleżal podoła oczekiwaniom i udźwignie dodatkowe obowiązki, które chce sam na siebie nałożyć? W krótkiej wypowiedzi dla "Przeglądu Sportowego" sekretarz generalny Polskiego Związku Narciarskiego Jan Winkiel mówi o pomysłach, które mają służyć wymianom myśli szkoleniowych od kadry A, przez reprezentację kobiet, po młodsze grupy wiekowe. - Nie oszukujmy się, nie jest możliwe, by główny trener zajął się wszystkimi etapami. Nie będzie schodził do klubów i pokazywał palcem, jak trenować. Ale mamy zarys systemu kursokonferencji, który chcemy rozwinąć. Ma być nowatorski, ukierunkowany na konkretne dyscypliny. Michal, podobnie jak opiekun kadry kobiet, będzie spotykał się i omawiał problemy całego środowiska. Do tego w kadrach chcemy prowadzić wspólne zajęcia na skoczni i poza nią, rodzaj warsztatów - powiedział Winkiel. Art