Decyzja zapadła w porozumieniu z dyrektorem cyklu PŚ Walterem Hoferem. Od kilku dni na wiślański obiekt śnieg był przywożony z Podhala. Łącznie dostarczono stamtąd ponad tysiąc metrów sześciennych. Z doliny Chochołowskiej przywiozło go 30 ciężarówek. Wąsowicz powiedział, że jeszcze w niedzielę organizatorzy znaleźli nieco śniegu w górach, który już wkrótce trafi na skocznię. Jest go około dwóch, trzech ciężarówek po 35 m sześciennych każda. "Kończymy już układanie zwiezionego śniegu. Jest go tyle, że wystarczy, by przeprowadzić zawody. Ten, który zostanie jeszcze przywieziony trafi w miejsca, gdzie przebija igelit. Specjalny ratrak, który rozprowadza śnieg, cały czas pracuje" - zaznaczył wiceprezes PZN. Aura, która torpedowała dotychczas wysiłek organizatorów, okazała wreszcie łaskawsze oblicze. Ochłodziło się, a w niedzielę po południu zaczął padać biały puch. Według Wąsowicza organizatorzy rano próbowali uruchomić armatki śnieżne, ale było zbyt ciepło. Wieczorem temperatura powinna jednak spaść i wówczas ponowie zostaną włączone. Wiceszef PZN poinformował, że w Wiśle zrezygnowano z zastosowania ciekłego azotu do mrożenia torów na skoczni. "Nie ma takiej potrzeby, a poza tym było to rozwiązanie niezwykle kosztowne" - wyjaśnił. Zawody w Wiśle odbędą się w czwartek. Na godz. 9 zaplanowane zostały dwie serie treningowe, o 11 rozpoczną się kwalifikacje, a pięć godzin później seria próbna. Początek konkursu zaplanowano na godz. 17.30. Start zapowiedzieli niemal wszyscy czołowi zawodnicy, zabraknie jedynie Japończyka Noriaki Kasaiego. Skocznia w Wiśle Malince powstała w 1933 roku. W latach 2005-08 i została gruntownie zmodernizowana. Nadano jej też imię Adama Małysza. Rekord obiektu należy do Austriaka Stefana Krafta, który 8 stycznia 2013 roku podczas kwalifikacji do zawodów Pucharu Świata uzyskał 139 m.