Przepustki, by znaleźć się w pierwszej reprezentacji, z pewnością były dwie i można ważyć, która w istocie odegrała większe znaczenie. Po pierwsze w elicie trenera Michala Doleżala tylko dwóch skoczków: Dawid Kubacki i Kamil Stoch prezentują wyśmienitą formę, a bardzo poprawny jest Piotr Żyła. Nad pozostałymi Orłami można spuścić zasłonę milczenia, bo doszło do tego, że szkoleniowiec dzisiaj ma problem z wyborem tego czwartego, który nie byłby osłabieniem dla drużyny. Po drugie sam Murańka wysłał Czechowi bardzo poważny sygnał, że zasługuje na ponowne danie mu szansy. Podczas minionego weekendu z Pucharem Kontynentalnym w Sapporo 25-latek spisał się wyśmienicie. W sobotę jeszcze musiał uznać wyższość Clemensa Leitnera, zajmując drugie miejsce, ale już w niedzielę nie miał sobie równych i wygrał konkurs na skoczni o rozmiarze HS-137. Było to pierwsze zwycięstwo Murańki w zawodach tej rangi od 2015 roku. W pierwszej serii Polak wręcz "przeskoczył" legendarną skocznię, lądując na 138 m! W drugiej także spisał się bardzo dobrze, osiągając 133 m. Biorąc to wszystko pod uwagę, zapadła decyzja, że Murańka po raz pierwszy w tym roku dostanie szansę w skokowej ekstralidze, jaką jest cykl Pucharu Świata. Zawody też odbędą się w Sapporo, gdzie Murańka pozostał po "kontynentalu", a więc kwestie pełnej aklimatyzacji powinny dodatkowo premiować naszego rodaka. - Bardzo się cieszę, że dano mi szansę i mogę się tutaj pokazać. Rozgrywane tutaj konkursy w Pucharze Kontynentalnym trochę mnie uskrzydliły i dodały pewności siebie - powiedział Murańka w rozmowie z portalem skijumping.pl. Polak przyznał, że w Japonii mógł liczyć nie niesamowite wsparcie kibiców. - Faktycznie miałem grupkę japońskich fanów, którzy bardzo mi kibicowali. To bardzo miłe, że nie tylko swoim, ale również obcokrajowcom - przyznał nasz skoczek. W najbliższy weekend na olimpijskiej skoczni w Sapporo odbędą się dwa konkursy PŚ.