"Biało-Czerwoni" dopiero drugi raz w tym sezonie nie stanęli na podium w konkursie drużynowym. Poprzednio miało to miejsce w Ruce, kiedy Piotra Żyłę zdyskwalifikowano w pierwszej serii za kombinezon. W sobotę "Wiewiór" też był najsłabszym ogniwem w naszym zespole, bo skoczył zaledwie 211 i 207 metrów. Dawid Kubacki również miał słabszą drugą próbę, bo tylko 211 metrów. Mimo wszystko Stoch, lider naszej ekipy, jak zwykle zachował się z klasą, nie krytykując żadnego z kolegów, a zapytany, czy może Polacy za bardzo przyzwyczaili się do bycia na podium odparł: - Tutaj nie da przyzwyczajać ani do zwycięstw, ani do bycia na podium. Trzeba walczyć do samego końca i dzisiaj tak zrobiliśmy. Każdy z nas dawał z siebie wszystko, walczyliśmy jak lwy ale inni okazali się lepsi. Jak ocenia warunki panujące dzisiaj na Letalnicy? - Możliwe, że siła wiatru była zmienna, ale i tak uważam, że warunki były bardzo sprawiedliwe - przyznał mistrz olimpijski z Pjongczangu. On pokazał, że nadal znajduje się w świetnej formie, skacząc 248,5 i 244,5 metra. - Oba skoki były super, zresztą ten próbny (239,5 m) też. Każdy skok dawał mi mnóstwo radości, chciałem po prostu lecieć jak najdalej - mówił Stoch. - Każdy lot około 250 metrów cieszy, ja chciałem dolecieć do tej zielonej plamki, gdzie jest taki placyk z choinek - dodał. Tak długie odległości powodowały, że Polak przy lądowaniu miał pewne trudności i go przyciskało do ziemi. - Jest ciężko lądować tak daleko. Ja spadam z dość dużej wysokości, inni zawodnicy lecą trochę niżej, przez co jest im nieco łatwiej podejść do lądowania, ale dałem radę - powiedział Stoch. 30-letni skoczek w ostatnim czasie jest w takiej formie, że wygląda na to, iż jakby sezon trwał do maja, to on ciągle by wygrywał. - To jest efekt pracy całego sztabu szkoleniowego, naszych konsultantów, współpracowników i przede wszystkim mojej pracy. Dzięki trenerom mogłem się tak przygotować, żeby do końca sezonu czuć się jak najlepiej - przyznał Stoch. Z Planicy Paweł Pieprzyca