Trzykrotny mistrz olimpijski uzyskał 132 i 134 m, lądując zdecydowanie najdalej w konkursie. Drugiego w klasyfikacji Niemca Markusa Eisenbichlera (124,5 i 129,5 m) wyprzedził aż o 28,2 pkt. "Chyba nie ma znaczenia, czy się wygrywa z dużą przewagą, czy tylko o 0,1 pkt. Wygrana jest wygraną. To nagroda dla mnie, dla całego zespołu i wszystkich ludzi, którzy mi pomagają. Zawsze jest to miłe" - przyznał przed kamerą TVP Stoch, lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Jak dodał, w Lahti skakało mu się "super". "Każdy skok to była czysta przyjemność, czysta radość. I poniekąd szkoda, że ten weekend się już kończy i że będę musiał czekać do przyszłego roku, żeby tutaj znowu poskakać". Jak to się dzieje, że po igrzyskach olimpijskich, które były najważniejszą imprezą w sezonie, wciąż zachwyca znakomitą formą? "To zasługa przede wszystkim trenerów, którzy tak przygotowali mnie do sezonu. I którzy cały czas pracują, żebyśmy skakali coraz lepiej. Ale też wiele nauczyłem się przez ostatnich kilka lat. Dziękuję mojej rodzinie za wyrozumiałość i wsparcie w tym wszystkim. Dzięki temu mogę być w tym miejscu, gdzie jestem" - zaznaczył Stoch. W finałowej serii w Lahti wystąpił komplet sześciu Polaków. Dawid Kubacki zajął czwarte miejsce, Maciej Kot czternaste, Piotr Żyła szesnaste, Stefan Hula siedemnaste, a Jakub Wolny uplasował się na 26. pozycji. Zawody w Finlandii były pierwszymi po igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu, gdzie Kamil Stoch triumfował na dużej skoczni, a w konkursie drużynowym "Biało-Czerwoni" (Kot, Hula, Kubacki, Stoch) zajęli trzecie miejsce. W sobotę w Lahti w "drużynówce" Polacy - w identycznym składzie jak na igrzyskach - uplasowali się na drugiej pozycji.