Stoch pofrunął na 137. metr. Ta odległość pozwalała mu myśleć o walce o podium, jednak zaprzepaścił szansę upadając. Stracił równowagę po tym, jak uciekła mu lewa narta. Prędkość była duża, a nachylenie spore i Stochowi nie udało się uratować przed upadkiem. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Podniósł się i o własnych siłach opuścił skocznię. Wprawdzie zajął dopiero 33. miejsce w pierwszej serii, to jednak wystąpił w finałowej rundzie, bo został dopuszczony dzięki dalekiej odległości (uzyskał 95 proc. odległości najdłuższego skoku serii). W serii finałowej Stoch wylądował na 136. metrze i awansował na 26. lokatę. - Trochę boli mnie tyłek i plecy, ale nie tak bardzo jak duma - skomentował z humorem Kamil w rozmowie z reporterem TVP Sport. - Pierwszy skok był naprawdę dobry, drugi spóźniony i przez to brakowało wysokości. Szkoda upadku, ale to był dobry konkurs dla mnie - podsumował Stoch.