Wyczerpujący turniej Raw Air tym razem nie był udany w wykonaniu Kamila Stocha. Polak nie obronił trofeum, a po niedzielnym konkursie w Vikersund stracił pozycję lidera w klasyfikacji Pucharu Świata w lotach narciarskich. Ostatnia próba na norweskim "mamucie" na 225,5 m ucieszyła lidera Orłów. - Rekompensata za trzy dni męczarni - powiedział Stoch przed kamerą TVP Sport.
W sobotnim konkursie drużynowym zbyt krótkie skoki Stocha sprawiły, że Polacy zajęli czwarte miejsce, choć mieli szansę na podium. W niedzielę trzykrotny mistrz olimpijski również nie popisał się w pierwszej serii. Próba na 207,5 dała mu dopiero 16. miejsce. W drugiej serii było już dużo lepiej. Stoch pokazał, że potrafi latać daleko. 225,5 m pozwoliło mu awansować o cztery "oczka".
- Rekompensata za trzy dni męczarni ze wszystkim. Ze skokami, a także z tym, co dzieje się po konkursie. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć, że nie działa wszystko tak jak trzeba i szukać rozwiązania, a to wymaga dużo energii - stwierdził Stoch.
Lider "Biało-Czerwonych" zdaje sobie sprawę, że to on zawalił "drużynówkę". - Po sobotnim konkursie drużynowym może nie byłem załamany, ale czułem bezradność, bezsilność. Wiedziałem, że chłopcy wykonali superrobotę, a ja nie byłem w stanie ich wesprzeć. W niedzielę miałem do wykonania drobny element zadaniowy, żeby ułatwić sobie lot. Zadziałało to serii próbnej. Z dobrym nastawieniem przystąpiłem do pierwszej serii, ale ona w ogóle mi nie wyszła. W drugiej podszedłem na luzie, z takim nastawieniem, że niech się dzieje, co chce. Wyszło super - zaznaczył mistrz z Zębu.
Stoch podkreślił wsparcie ze strony kolegów z kadry, ale nie tylko.
- Nikt na nikim nie wiesza psów. Każdy stara się jak może i wszyscy to wiedzą. Nikt nie psuje skoków specjalnie. Dziękuję wszystkim tym, co mówili o mnie miłe słowa, nawet do mnie pisali. Nie zdążyłem wszystkim odpisać, ale dziękuję za słowa wsparcia i otuchy - stwierdził.
31-letni zawodnik cieszy się, że Raw Air dobiegł już końca. Stoch zakończył turniej na dziewiątym miejscu. Triumfował rewelacyjny w tym sezonie Japończyk Ryoyu Kobayashi, który wzbogacił się również o 60 tysięcy euro premii.
- Największym pozytywem jest to, że wracamy do domu i już jest koniec. Dla mnie ten turniej był bardzo trudny. Zaczął się super w Oslo. Później zaczęło mi czegoś brakować. W Lillehammer było wszystko fajnie, po czym w Trondheim znów się pogubiłem, czyli były takie duże wahania. Cieszę się, że takim skokiem kończę 10 dni maratonu. To mi daje poczucie satysfakcji i chęci na ostatni weekend - powiedział Stoch.
Przed skoczkami finał Pucharu Świata, który tradycyjnie odbędzie się w słoweńskiej Planicy. "Kryształową Kulę" już wcześniej zapewnił sobie Kobayashi. Stoch ma szansę, żeby triumfować w klasyfikacji lotów narciarskich. Po Vikersund Polak spadł z pozycji lidera na trzecie miejsce. Do prowadzącego Ryoyu Kobayashiego traci tylko 20 punktów.
- Na żadną skocznię nie jadę z uśmiechem, kiedy nie mam pewności, że wszystko będzie dobrze. Ten ostatni skok w Vikersund dał mi poczucie, że warto walczyć do końca, warto szukać, bo sytuacja może się odmienić - zakończył Stoch.
Walka w Planicy rozpocznie się już w najbliższy czwartek, kiedy odbędą się kwalifikacje. W piątek i niedzielę zawodników czeka rywalizacja indywidualna, a w sobotę "drużynówka".