"Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony, bo o ile najazd i same tory nie są już dla mnie nowością (zostały przebudowane w ubiegłym roku - przyp. red), to sam zeskok po wyjściu z progu robi wrażenie. Jest szerszy i dużo dłuższy, dając zupełnie inną, przyjemną perspektywę. Niestety w ciągu tych trzech dni nie udało mi się przekroczyć 140 m, ale i tak radość z każdego skoku była" - zapewnił. Zakończona w listopadzie modernizacja skoczni miała na celu nie tylko unowocześnienie obiektu, ale także poprawę bezpieczeństwa zawodników. "I tak jest. Wprawdzie nad zeskokiem leci się chyba odrobinę wyżej niż dawniej, ale samo zejście do lądowania i odejście są znacznie łagodniejsze" - ocenił zawodnik zakopiańskiego KS Eve-nement. Dodał, że treningi takie jak ten w stolicy polskich Tatr są bardzo potrzebne: "W sezonie nie ma na nie za wiele czasu, więc tym bardziej są pożądane. To momenty, gdy nie tylko można coś poprawić, ale też wypróbować nowinki sprzętowe, i - co ważniejsze - techniczne, np. zmienić pozycję najazdową czy ułożenie ramion. Tego na zawodach nie da się sprawdzić, a czasami okazuje się, że jakiś wydawałoby się drobiazg pomaga". Po zgrupowaniu pora teraz na świąteczny odpoczynek. Ten czas z rodziną jest niezwykle ważny dla skoczka z Zębu. "W ciepłej atmosferze cieszyć się wspólnie z narodzenia Chrystusa i dzielić się tą radością - to wspaniałe momenty, na które czeka się cały rok" - podkreślił. Podobnie jak kolegom z ekipy, ten krótki odpoczynek daje Stochowi dużo tak potrzebnej mu energii. "Niezbędna będzie już we wtorek na mistrzostwach Polski w Wiśle. Z jednej strony chciałoby się jeszcze ten dzień spędzić w domu, z drugiej jesteśmy już w takim rytmie startowym, że wstanie od świątecznego stołu nie sprawia mi specjalnej trudności" - zapewnił. Ten sezon, wzbogacony m.in. o igrzyska olimpijskie w Korei, nie należy do najłatwiejszych. Co zrobić, żeby wypracować i utrzymać jak najlepszą formę? "Oczywiste, że dużo się mówi o Pjongczangu, ja jednak staram się mentalnie przygotować do całego okresu startowego, w którym jest wiele znaczących zawodów. Myślę o nich w kategorii bardzo pozytywnych i dających satysfakcję wydarzeń sportowych, na których chcę dać z siebie wszystko i wykorzystać każdą szansę jaka się nadarzy. Czy to będą igrzyska? Nie wiem. Wolę sobie wyznaczać kolejne cele i konsekwentnie do nich dążyć" - podkreślił. Indywidualny (2013) i drużynowy mistrz świata (2017) a także zespołowy dwukrotny brązowy medalista globu, zdobywca Pucharu Świata w sezonie 2013/14 oraz zwycięzca 65. Turnieju Czterech Skoczni zdaje sobie sprawę, że oczekiwania kibiców rosną. "I bardzo dobrze, ponieważ rośnie tym samym popularność dyscypliny, którą kocham. Kibice w nas wierzą, jeżdżą z nami, a to wywołuje u nas pozytywne emocje, dodaje energii i sił do walki o każdy metr. Oczywiście nie wolno dać się ponieść własnym i cudzym ambicjom, ale konsekwentnie realizować stawiane przez trenera i samego siebie cele. W moim przypadku to zwykle daje dobre wyniki" - podsumował Stoch.