Statystyki nie zawsze oddają rzeczywistość, szczególnie w sporcie, ale tym razem jest zupełnie inaczej. Kamil Stoch wygrał w sezonie 2017/18 prawie wszystko, począwszy od Turnieju Czterech Skoczni, gdzie jako drugi zawodnik w historii zwyciężył we wszystkich czterech konkursach, przez mistrzostwo olimpijskie, po klasyfikację generalną Pucharu Świata, w którym triumfował w aż dziewięciu zawodach, co jest jego osobistym rekordem. Nic dziwnego, że Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, nazwał Kamila "dominatorem". Podziwu dla mistrza z Zębu nie ukrywają także jego rywale ze skoczni. - W mojej opinii Kamil jest w tym momencie najlepszym skoczkiem narciarskim na świecie. Jest bardzo dobrze ułożony technicznie - powiedział Rober Johansson, który był jednym z liderów wspaniałej norweskiej drużyny. - Miał świetny sezon i na pewno jest zadowolony z wykonanej pracy. Cieszę się z nim, ponieważ wydaje się fantastycznym facetem, zawsze się uśmiecha i zawsze jest w dobrym nastroju. Zasłużył na zwycięstwo w klasyfikacji generalnej - dodał popularny "Wąsacz". Norwegowie to byli praktycznie jedyni zawodnicy, którzy w tym sezonie starali się nie dopuścić do totalnej dominacji Polaka. Daniel Andre Tande został przecież mistrzem świata w lotach, a klasyfikację generalną w lotach wygrał Andreas Stjernen. Stoch w obu przypadkach był drugi. - Zawsze poświęca czas kibicom, których ma bardzo dużo. Odkąd byłem w Polsce, to wiem, że zainteresowanie nim jest ogromne. Jestem pod wrażeniem tego, co robi, to niesamowity sportowiec. Ma już w dorobku trzy złote medale olimpijskie, dwa razy wygrał klasyfikację generalną Pucharu Świata i zaczyna być jednym z najlepszych skoczków wszech czasów - mówił Johansson. - Nie chcę tego komentować, że jestem już najlepszy - odpowiedział w swoim stylu Stoch, który w wieku 30 lat został najstarszym skoczkiem, który zdobył Puchar Świata. - Każde bycie na topie wymaga niesamowitego nakładu pracy i poświęcenia, ale jeszcze więcej pracy trzeba włożyć, żeby utrzymać wysoki poziom. Nie ma znaczenia mój wiek i tak muszę wykonać odpowiednią pracę, aby wygrać zawody. Przypadkowo można wygrać jeden konkurs, ale nie cały Puchar Świata - tłumaczył Stoch. - W trakcie sezonu jest jakaś liczba konkursów i sytuacji, które wymagają od nas zużycia energii poza konkursami. Najważniejsze jest umiejętne dysponowanie siłami pomiędzy zawodami, bo wtedy można się rozpędzić. Ja poświęciłem ileś lat, żeby wypracować sobie odpowiedni system i w dalszym ciągu uważam, że można go udoskonalać, co będę się starał robić - dodał. Mistrz z Zębu zwyciężył także w innej klasyfikacji, został najlepiej zarabiającym zawodnikiem sezonu 2017/18. Z samych nagród przyznanych przez FIS, czyli Międzynarodową Federację Narciarską, za poszczególne konkursy zebrał 178 800 franków szwajcarskich. Nie każde zawody, nawet wysokiej rangi, mogą jednak liczyć na odpowiednią gratyfikację finansową. Stoch przyznał np., że nagrody za Turniej Czterech Skoczni są "lipne" (10 tysięcy franków szwajcarskich za zwycięstwo w poszczególnym konkursie i 20 tysięcy dodatkowo za cały cykl). - Tak powiedziałem i nie będę się tego wypierał, bo to zostało nagrane. Teraz użyłbym jednak lepszego słowa, bardziej wyważonego. Nagrody w Turnieju Czterech Skoczni nie są adekwatne w stosunki do rangi, wysiłku, jaki trzeba włożyć i prestiżu tych zawodów. TCS jest bardzo medialny a my, jako zawodnicy, tego nie odczuwamy - stwierdził Stoch. Jak zauważył nawet Johansson, Stoch był już bardzo popularny w Polsce. Teraz "stochomania" może się jeszcze zwiększyć. Tak więc czas na nadanie jego imienia Wielkiej Krokwi czy ulicy w rodzinnej miejscowości? - Wielka Krokiew niech nosi imię Stanisława Marusarza, a Kompleks Średniej Krokwi pozostanie Bronisława Czecha. Nie chcę takich rzeczy, mi to nie jest potrzebne - mówił Stoch. Z Planicy Paweł Pieprzyca