Artur Gac, Interia: Do zimowych konkursów Pucharu Świata w Zakopanem zostało jeszcze relatywnie sporo czasu, ale czy państwo, jako organizatorzy, przygotowujecie się na najboleśniejsze scenariusze, począwszy od rozgrywania zawodów bez kibiców, a może nawet konieczność ich odwołania? Wojciech Gumny, dyrektor PŚ w Zakopanem: - Na razie nikt nie wie, jaką dynamikę przybierze epidemia. Mówimy o czymś, co ma się wydarzyć za ponad pół roku. Niemniej nie da się uciec od potencjalnych niebezpieczeństw, wszak istnieje zagrożenie, że nawet przełożone na 2021 rok IO w Tokio mogą odbyć się bez publiczności, o ile na powrót nie zostaną całkiem storpedowane. Konkursy skoków, bez fanów, zapewne zgromadziłyby rekordową publiczność przed telewizorami, ale zapewne trzeba by było znaleźć finansowanie, które pokryje brak wpływów ze sprzedaży biletów. - To oczywiste, że tak by musiało być. Póki co osobiście uważam, że w styczniu zawody odbędą się z udziałem publiczności. Z drugiej strony gdyby miał ziścić się scenariusz z powrotem pandemii i zakazem imprez masowych, wtedy konkursy odbędą się bez publiczności. A gdyby pojawiła się rekomendacja, że należy całkowicie odwołać imprezę, to ją odwołamy. Jest to normalne, że trzeba się dostosować. To tak samo, jak w tym roku odwołaliśmy zaplanowany na 14-15 marca Puchar Kontynentalny, gdy pojawiła się rekomendacja o nieprzeprowadzeniu tej imprezy. Względy bezpieczeństwa są najważniejsze. Ta wielka niepewność, która powoduje, że do końca nie wiemy, co przyniesie dzień jutrzejszy, już nie mówiąc o kilkumiesięcznej perspektywie, spędza panu sen z powiek? - Każda sytuacja niepewności, która dotyczy dowolnej dziedziny życia, w odniesieniu do przyszłości, jest stresująca. W takich warunkach trudno cokolwiek sobie zaplanować. Niemniej wierzę w to, że epidemia będzie powoli wyhamowywać lub zostanie wynaleziona szczepionka, bądź inne lekarstwo. Dziś największy problem mają przedstawiciele sportów letnich, które tu i teraz zmagają się z sytuacją. Nasza perspektywa to terminy późnojesienne oraz początek zimy, mając na myśli konkursy w Wiśle oraz w Zakopanem. W Europie epidemia zaczęła się w marcu, czyli praktycznie na koniec naszego poprzedniego sezonu zimowego. I to jest ten plus, że mamy jeszcze pół roku do rozpoczęcia kolejnego, właściwego sezonu. Czy na temat hipotetycznego scenariusza różnych zagrożeń już rozmawiał pan z partnerem telewizyjnym lub sponsorami? - W tej chwili jeszcze nie mamy ostatecznego kalendarza, dlatego czekamy, aż pojawią się konkretne terminy konkursów. Jednak na tę chwilę nie trzeba panikować, bo może się okazać, że w niedalekiej perspektywie sytuacja zdoła wrócić do normy. Osiem miesięcy to jest dużo czasu, a my tak naprawdę rozpoczynamy prace, stricte związaną z przygotowaniem biletów i całej logistyki, w granicach września. To daje nam pewien bufor bezpieczeństwa bez wcześniejszych, niepotrzebnych kroków. Dodam, że ja naprawdę wierzę w optymistyczny scenariusz, ponieważ już nauczyliśmy się żyć z tym wirusem, nauczyliśmy się nosić maseczki oraz izolować. Niemniej cały czas istnieje zagrożenie, które podnoszą niektórzy medycy, że jesienią lub początkiem zimy będzie miał miejsce nawrót wirusa, być może nawet w groźniejszej odmianie. - To prawda, dlatego nasze imprezy nie są zagrożone, ale z zastrzeżeniem, że na tę chwilę. W każdym razie dostosujemy się do wszelkich wymogów lekarzy i ludzi, którzy się na tym znają. Mogę zapewnić, że na pewno nie będziemy robić nic wbrew rekomendacjom, które będą udzielane. Bezpieczeństwo ludzi, rozumiane jako zdrowie skoczków, całych ekip oraz kibiców, zawsze było sprawą priorytetową. Nikt nie będzie ryzykował. Kiedy poznamy konkretny termin zawodów w Zakopanem oraz całego cyklu zimowego PŚ? - Decyzja zapadnie 24 kwietnia, czyli w najbliższy piątek. Tego dnia, w godzinach 15-17 odbędzie się zdalne posiedzenie komisji i wszystko stanie się jasne. Rozmawiał Artur Gac