Kubacki zajmował po pierwszej serii 14. miejsce, ale lepsza próba w finale pozwoliła mu znacznie poprawić rezultat i ostatecznie zakończył rywalizację na siódmej pozycji. 125 i 127,5 m to odległości, jakie Polak uzyskał w dwóch pierwszych w tym sezonie punktowanych skokach w zawodach indywidualnych. - W takich warunkach dane nam było skakać i z takimi warunkami musieliśmy sobie poradzić. Musieliśmy oddać dobry skok, a potem lecieć tyle, na ile pozwala wiatr. To nie były ani dobre, ani bardzo dobre próby. Były ok. Widziałem trochę niedoskonałości, co potwierdzali też trenerzy. Wydaje mi się, że skok w drugiej serii był już trochę lepszy. Wyjeżdżam z uśmiechem na twarzy, bo to dopiero początek sezonu. Nie było tak daleko od podium, więc jest w porządku - powiedział aktualny mistrz świata. Skoczek ze strachem w oczach obserwował upadek Piotra Żyły. Jego uwagę zwrócił fakt, że kolega z drużyny długo nie podnosi się z zeskoku. - To z pewnością nie jest nic przyjemnego, bo widziałem ten upadek na własne oczy. Na początku było trochę niefajnie, bo Piotrek długo się nie podnosił. Gdy wstał, wiedziałem, że to skończy się tylko na potłuczeniach - mówił reprezentant Polski. Podopieczny Doleżala odniósł się jeszcze do trudnych warunków atmosferycznych. Jesienna aura i wiatr sprawiły bowiem, że konkurs nie do końca był rozgrywany w sprawiedliwej i przede wszystkim bezpiecznej formule. - Nie jest to przyjemna sytuacja, bo tutaj w Wiśle w południe zawsze wieje. Wszyscy wiemy jednak, dlaczego konkurs rozgrywany był o tej porze, a nie wieczorem. My jako zawodnicy mamy nadzieję, że sędziowie będą nas puszczać w miarę przyzwoitych warunkach. Pod tym względem sędziowie starali się dzisiaj, jak mogli. Wszystkiego nie da się przewidzieć. Moim zdaniem upadki nie były spowodowane wiatrem, lecz błędami podczas lądowania. Nie będę bawił się w przypuszczenia, czy zawodnicy mogli zrobić coś, aby nie upaść. Zawsze wymagana jest wysoka koncentracja podczas lądowania - zakończył Dawid Kubacki. Z Wisły Aleksandra Bazułka i Waldemar Stelmach