Do tej pory polscy narciarze osiem razy wygrywali w PŚ na Wielkiej Krokwi. Cztery razy zwyciężał Adam Małysz, dwa razy Kamil Stoch, a sukcesy na własnym obiekcie odnosili też Stanisław Bobak i Piotr Fijas. Obecnie liderem reprezentacji jest mistrz świata Stoch; wystąpi i w sobotnich zawodach drużynowych, i niedzielnych indywidualnych (początek o godz. 14). - My, jako sztab szkoleniowy, generalnie nie skupiamy się na miejscu, najważniejsza dla nas jest jakość skoków. Oczywiście, konkurs jest przed naszą publicznością i jeśli nie będzie jakichś loteryjnych warunków pogodowych, będziemy walczyli o podium - powiedział Klimowski, który w sobotę obchodzi 47. urodziny. Zresztą okazji do świętowania "Biało-czerwoni" mają więcej, bowiem w czwartek 27 lat skończył Piotr Żyła. W "drużynówce", poza Stochem, wystąpią Klemens Murańka, Jan Ziobro i Dawid Kubacki. Ci zawodnicy, w przeciwieństwie do skoczka pochodzącego z podzakopiańskiego Zębu, nie mogą być pewni występu na igrzyskach w Soczi. Kruczek ma pięć miejsc do obsadzenia, choć trzy są już "zajęte"; prawdopodobnie przez Stocha, Żyłę i Macieja Kota. O dwa "wolne" w Zakopanem rywalizują Murańka, Ziobro, Kubacki i Krzysztof Biegun. Klimowski, choć bez powodzenia - ze względu na kłopoty zdrowotne, startował na olimpiadzie w Albertville (wraz z nim był trener Jarosław Węgrzynkiewicz). W tym samym 1992 roku ustanowił rekord Wielkiej Krokwi i został mistrzem kraju. Jego wynik - 124 m - przetrwał trzy lata, a poprawił go dopiero Norweg Arne Vorvik. - Kiedyś to było inne skakanie, zaznaczona była linia na tzw. punkcie krytycznym, wynoszącym wówczas chyba 116 m. Ale innych już nie było, jak teraz, dlatego nie było tego punktu odniesienia. Szkoda, bo mogłem jeszcze coś wyciągnąć z tego skoku - dodał Klimowski.