Ten sezon niewątpliwie należy do Stękały, który od pierwszych konkursów wyrastał na jednego z liderów naszej kadry.Choćby dla porządku w grupie, mając w drużynie takiego giganta, jak Kamil Stoch, czyli najbardziej utytułowany polski skoczek, hierarchia musi być zachowana, ale sportowo Stękała nie kłania się mistrzowi z Zębu.I pomyśleć, że reprezentant klubu AZS Zakopane mógł dołączyć do pokaźnej grupy naszych utalentowanych skoczków, którzy nigdy nie zdążyli w pełni pokazać swojego talentu, bo zakończyli kariery. Wspólny mianownik w zasadzie był jeden: brak możliwości zarobkowania, bo nie da się ukryć, że w skokach praktycznie tylko starty w Pucharze Świata gwarantują dopływ gotówki. Stękała również znalazł się na ogromnym rozdrożu, gdy w kadrze Horngachera nie było dla niego miejsca. Jednak wtedy pomocną dłoń wyciągnął do niego trener Maciej Maciusiak oraz właścicielka obecnie chyba jednej z najsłynniejszych karcz na Podhalu, czyli "Chaty Zbójnickiej".Dzięki temu Stękała przetrwał najgorszy okres i dzisiaj skacze tak, że ręce same składają się do oklasków. Dość powiedzieć, że podczas minionego weekendu z PŚ w Zakopanem ten sympatyczny zawodnik po raz pierwszy w karierze zdołał wspiąć się na podium, choć już kilkukrotnie w tym sezonie był bliski tej sztuki.W rozmowie z TVP Sport Stękała odniósł się do pytania, czy nie po drodze było mu z trenerem Horngacherem, na co przytaknął. Poproszony, by nieco bardziej szczegółowo opowiedzieć o kulisach tego braku chemii, odparł tak: - Ciężko powiedzieć... Miał zamkniętą grupę i trudno było się do niej dostać. Jak komuś się nie udało na samym początku, to tak jakby było pozamiatane. Ale wiem, że sam popełniłem dużo błędów i wyglądało to tak, a nie inaczej. Wyciągnąłem jednak wnioski i podejrzewam, że takich błędów już nie popełnię - uzasadnił. Nie zdecydował się jednak pójść krok dalej i ujawnić, jakie to błędy mogą obciążać jego konto. - Wolałbym zostawić to dla siebie - uciął temat 25-latek. Art