Już dziś w Finlandii odbędą się kwalifikacje, a w piątek pierwszy konkurs PŚ w skokach. "Biało-czerwoni" pod wodzą Stefana Horngachera polecieli na zawody w siedmioosobowym składzie: Stefan Hula, Maciej Kot, Dawid Kubacki, Klemens Murańka, Kamil Stoch, Aleksander Zniszczoł i Piotr Żyła. Waldemar Stelmach: Kiedyś stawał pan na podium zawodów Pucharu Świata w Kuusamo, ale nasi obecni skoczkowie chyba nie kochają tego obiektu? Adam Małysz: - Kuusamo to jest specyficzna skocznia. Tam wszystko się może wydarzyć. To nie jest tak, że ktoś mniej lubi tę skocznię, czy bardziej. Tam trzeba mieć nie tylko formę, ale i dużo szczęścia. Warunki mogą się zmieniać szybko i często. - Jedziemy tam z wielkim zaciekawieniem i dużą chęcią sprawdzenia, w którym miejscu jesteśmy. Choć z drugiej strony rezultaty z Kuusamo nigdy nie są potem odniesieniem do całego sezonu Pucharu Świata. Chyba, że warunki w tym roku będą naprawdę sprzyjające i konkurs będzie równy i sprawiedliwy. Wtedy wynik będzie zależał tylko od umiejętności zawodników. Trener Stefan Horngacher liczy na dwa miejsca w dziesiątce PŚ na koniec sezonu. Jaka jest pana opinia? - Na pewno byłby to sukces, bo ostatnio nie mieliśmy miejsc w dziesiątce w klasyfikacji generalnej. Mamy dobrych zawodników, ale wiele zależy od szczęścia i od ich dyspozycji. Lato było udane, czy nawet bardzo udane, ale lato nie zawsze przekłada się na zimę. - Jesteśmy optymistami i wierzymy, że będzie dobrze, ale trzeba poczekać. Wolę nie opowiadać wcześniej, że jest nie wiadomo jak dobrze, a potem może przyjść rozczarowanie. Lepiej poczekać na sukces, niż go obiecywać. Rok temu latem błyszczał Dawid Kubacki, teraz Maciej Kot wygrał klasyfikację generalną Letniej Grand Prix... - Niewielu jest zawodników, którzy potrafią zimą utrzymać tak dobrą formę jak latem. Gdy patrzy pan z bliska na Kamila Stocha i jego skoki, można powiedzieć, że odżył po słabszych sezonach? - Myślę, że tak. Kamil skakał bardzo dobrze na ostatnich treningach. To jest filar tej drużyny, zawodnik bardzo doświadczony, który wciąż pozostaje liderem kadry. Może dobrze, że latem pałeczkę lidera przejął Maciej Kot, a Kamil mógł spokojnie przygotowywać się do zimy. - Na dziś mamy kilku zawodników, którzy mogą wygrywać, którzy potrafią tego lidera odciążyć. Teraz Kamil mógł z większym spokojem szykować się do sezonu zimowego, a wcześniej wszystko, łącznie z presją, skupiało się na nim. Jak wygląda forma Piotra Żyły, który pod wodzą Stefana Horngachera przeszedł rewolucję, przede wszystkim dotyczącą pozycji najazdowej? - To było dla niego ciężkie, bo im dłużej tkwił w swoim przekonaniu, że to, co robi, jest dobre, tym więcej czasu musiał potem poświęcić, by z tego wyjść. Nowy początek był dla niego bardzo trudny, było dużo nieudanych prób. Ale na dziś jest o sto procent lepiej. Jest optymistycznie nastawiony, choć oczywiście jeszcze drobne błędy się pojawiają. Jak zamierzacie rozgrywać rozpoczynający się sezon? Imprezą docelową są zapewne mistrzostwa świata w Lahti? - Sezony, w których są mistrzostwa czy igrzyska, podporządkowuje się głównej imprezie. Tylko, że to też nie jest takie proste. Robi się wszystko, by szczyt formy pojawił się w danym momencie, ale nikt nie jest w stanie określić, czy on przyjdzie właśnie wtedy, czy też wcześniej albo później. Trzeba się przygotowywać, mieć wyznaczony ten swój najważniejszy cel, wszystko robić, żeby dobrze skakać, wtedy powinno wszystko wypalić. Patrząc na ostatni sezon oraz na lato, kto będzie faworytem nowego sezonu? Albo raczej kto może zagrozić Peterowi Prevcowi? - Prevc jest w dobrej formie. Akurat widziałem go na jednym z ostatnich zgrupować w Oberstdorfie, gdzie byłem z kadrą. Skakał naprawdę dobrze. Inna sprawa, że skacząc tak dobrze, trzeba tę dyspozycję utrzymać. A z tyłu czają się rywale, którzy nie śpią, tylko chcą wyprzedzić lidera. - Ja jestem optymistą jeśli chodzi o naszych chłopaków, a czy pojawi się taka osoba jak Prevc, czy Severin Freund, którzy zdominowali poprzednie zimy, trudno powiedzieć.Jaka będzie pana rola już podczas samego Pucharu Świata? Będzie pan na wszystkich konkursach? - Nie będę obecny na wszystkich konkursach, tylko na wybranych. Moją rolą będzie pomaganie wszystkim grupom: kadrze A, ale także juniorom, kombinatorom. Jestem trochę takim koordynatorem pomiędzy związkiem a poszczególnymi grupami. Gdy ktoś czegoś potrzebuje, uderza do mnie i ja staram się to załatwić czym prędzej. Czy ekipa szykuje jakieś niespodzianki sprzętowe, którymi mogłaby zaskoczyć rywali? Jest teraz od tego specjalny człowiek w kadrze, Czech Michal Doleżal. - Wiele się nad tym pracuje. Bardzo dużo pracy zostało wykonane latem. W nowinkach technicznych różnice są bardzo małe. Ale w dzisiejszym sporcie rozmaite drobne elementy są tak "wyżyłowane", że na koniec zebranie tych wszystkich drobnostek procentuje i przekłada się na końcowy efekt. Jest sporo małych rzeczy, o których nie możemy głośno mówić. Konkurencja nie śpi i też ma nie tylko takich ludzi, ale wręcz całe sztaby, które pracują nad tym, żeby być krok przed innymi. Jak zawodnicy radzą sobie ze zmianami w przepisach? Niemal co roku wchodzi coś nowego. Tym razem jest to m.in. wprowadzenie specjalnych pasków, wszytych w talii, które mają uniemożliwiać zawodnikom naciąganie stroju przed skokiem. - Te paski nie są jakimś szczególnym utrudnieniem. To jest dążenie do wyrównywania szans, do tego, żeby zawodnicy mniej manipulowali sprzętem. Dla ekip będących pod tym względem krok z tyłu to szansa na walkę z tymi, którzy są lepsi pod względem kombinowania, czy robienia czegoś, co wydawało się im normalne, a dawało przewagę paru metrów odległości. W tym roku Polska otrzymała prawo organizacji aż czterech konkursów PŚ, po dwa w Wiśle i Zakopanem, mimo niedawnych problemów Zakopanego z modernizacją skoczni. Idziemy w dobrą stronę pod względem organizacyjnym? - To jest dla nas superinformacja, że mamy cztery konkursy. Jeśli chodzi o samą organizację zawodów, to nie mamy się czego wstydzić. Jesteśmy w czołówce wszystkich krajów, które goszczą zawody PŚ, także pod względem kibiców, którzy przychodzą na skocznię. Zupełnie inaczej wyglądają zawody z mnóstwem fanów, a inaczej konkursy, choćby w Kuusamo, gdzie jest garstka kibiców, w dodatku pomieszanych: trochę ze skoków, trochę z biegów, bo wszystko rozgrywa się w jednym miejscu. - Konkursy w Polsce są specyficzne dla nas i dla wszystkich skoczków. Dla zawodnika to też jest ważne, żeby była publiczność i żeby było dla kogo skakać. Nasze konkursy są bardzo dobrymi zawodami i FIS to docenia, stąd w sezonie 2016/17 przyznano nam ich aż tyle. Rozmawiał Waldemar Stelmach