Stoch potrzebował takiego konkursu, jak ten w Engelbergu. Dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli na inaugurację sezonu w Wiśle rozbudził nadzieje, stając na trzecim stopniu podium, ale później częściej rozczarowywał niż dawał powody do zadowolenia.Sam też nie przypominał pewnego siebie lidera, na co zwracał uwagę Adam Małysz w rozmowie z TVP. - W oczach Kamila widać smutek i przygaszenie? Dokładnie tak i do końca nie wiemy, co się dzieje. Myślę, że rozmowa trenera z nim może coś zdziałać, bo naprawdę widać, że Kamil jest przygnębiony i gdzieś tam przygaszony - jasno postawił diagnozę dyrektor w Polskim Związku Narciarskim ds. skoków i kombinacji norweskiej.Minęło kilka dni i sytuacja odwróciła się diametralnie. Na jednej ze swoich ulubionych skoczni Gross-Titlis-Schanze Polak brylował od treningów, przekładając imponujące skoki na konkurs, odnosząc pierwsze w tym sezonie indywidualne zwycięstwo. Dzięki 34. triumfowi w karierze w zawodach PŚ Stoch przesunął się w klasyfikacji wszech czasów, wyprzedzając legendarnego Niemca Jensa Weissfloga. W tej chwili Stoch zajmuje piąte miejsce, a były idol Małysza z 33. wygranymi spadł na szóstą lokatę. Liderem pozostaje Austriak Gregor Schlierenzauer (53 wygrane), drugi pod tym względem jest nieżyjący już Fin Matti Nykaenen (46), a trzeci Małysz (39).