Michał Białoński, Interia: Udało się odpocząć po sezonie? Maciej Kot: Na pewno udało się odpocząć psychicznie. To klucz, żeby dobrze rozpocząć nowy sezon. Fizycznie trochę mniej. Nadrabiałem czas, w którym nie było mnie w domu. Dlatego dużo czasu spędzam z niespełna rocznym synem Filipem, który wymaga sporej atencji. Ciężko mówić o relaksie, ale są to chwile radosne dla każdego ojca. Spędzałem czas rodzinnie. Czytaj też: Thurnbichler wziął się za skoczków. Są pierwsze szczegóły Maciej Kot: Świadomie nie włączałem się do burzy wokół PZN-u Jak odebrałeś zawieruchę, jaka przeszła przez nasze skoki w Planicy, gdy Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki - w obronie Michala Doleżala - ostro zaatakowali PZN. Obuchem dostał nawet Adam Małysz, który poczuł się głęboko skrzywdzony. Po tej burzy wyłonił się nowy trener Thomas Thurnbichler. - Szczerze mówiąc, stanąłem z boku. Nie włączałem się do tej dyskusji, do tej burzy. Najlepsze, co mogłem zrobić, to zająć się sobą. Przygotowywać się do nowego sezonu. Dlatego nie włączałem się do tej - według mnie niepotrzebnej - burzy. Byłem od tego z dala, nie odbierałem telefonów, nie włączałem się w publiczną dyskusję. Trenowałem na spokojnie, spędzałem czas z rodziną. Byłem zdania, że ode mnie nie zależy wybór nowego trenera, uznałem, że każdy przyjmę z pozytywnym nastawieniem. Po prostu muszę być gotowy na sto procent, niezależnie od tego, na kogo padnie wybór. Wygląda na to, że PZN otworzył oczy i uszy na głos środowiska, klubów. Adam Małysz, w rozmowie z Interią, zapowiedział, że jednym z zadań Thurnbichlera jest nawiązanie dobrej współpracy nie tylko z kadrami juniorskimi, ale też z trenerami klubowymi. Czy polskie skoki zostały naprowadzone na właściwe tory? - Tak zwana praca u podstaw jest bardzo ważna. Jeżeli nie zaczniemy właściwej pracy z młodzieżą w klubach, w szkołach mistrzostwa sportowego, to ciężko potem doczekać się dobrych zawodników w kadrach juniorskich, a co dopiero seniorskich. Zaniedbań z okresu wczesnego nie będzie w stanie nadrobić nawet najlepszy trener. Nawet on nie będzie w stanie wykrzesać całego potencjału ze skoczka, bo ów potencjał trzeba budować od podstaw. To, czego nauczą się młodzi zawodnicy przeradza się w nawyki, które później ciężko zmieniać. Dobrze jest, gdy jest stworzony cały system. Tak jak właśnie funkcjonuje to w Austrii, Niemczech, Norwegii. Adam Małysz: Nie mogliśmy ryzykować kolejnego roku z Doleżalem Maciej Kot: Tak działa dobry system w skokach narciarskich Na czym on polega? - Od małego zawodnik jest objęty ściśle określonym systemem, wizją, pomysłem na skoki. Dzięki temu, mimo że później zmienia grupy szkoleniowe - z klubu na szkołę, ze szkoły na kadrę juniorską, a potem seniorską, to myśl szkoleniowa cały czas jest taka sama. U nas, niestety, nie do końca to funkcjonuje. Oby wyszło tym razem. Często jest tak, że trenerzy mają swoje zdanie i tego zdania nie zmieniają. Chcą na siłę pokazać, że ich wizja jest lepsza. Dlatego dużo pracy czeka Thomasa Thurnbichlera i Adama Małysza. Dużo spotkań i dużo rozmów przed nimi, ale to cały czas jest dobry kierunek. Nie możemy ciągle się skupiać na tych zawodnikach, którzy w tej chwili osiągają sukcesy, bo to za kilka lat może się zmienić. Chociażby ze względu na wiek tych zawodników. Musimy patrzeć przyszłościowo, perspektywicznie, a naszą nadzieją na kilka lat, na kolejne igrzyska olimpijskie, a po nich jeszcze na następne są zawodnicy młodzi, którzy w tej chwili nie są objęci takim systemem. Ten nasz jeszcze trochę kuleje. Dlatego te zmiany odbieram pozytywnie. Maciej Kot: Thurnbichlera znam od dawna Znałeś wcześniej Thurnbichlera? Był w sztabie Austriaków, którzy wygrali konkurs drużynowy IO i Puchar Narodów, ale przeciętny zjadacz chleba nic o nim nie słyszał, zanim nie objął kadry polskich skoczków. Gdy PZN szukał następcy Michala Doleżala, można się było spodziewać większego nazwiska. Na giełdzie padały te Wernera Schustera, Aleksandra Pointnera, czy Miki Kojonkoski. - Czytając plotki i przecieki z rynku trenerskiego, te nazwiska faktycznie się przewijały. Natomiast ja Thomasa znam od dawna. Jeszcze z czasów, kiedy on skakał, chociaż aż do teraz nie miałem z nim okazji, by siąść i pogadać. Gdy ja przychodziłem do Pucharu Kontynentalnego, byłem zawodnikiem, który walczył o pierwsze punkty, a Thomas był brany pod uwagę jako faworyt do zwycięstwa. Triumfów w Pucharze Kontynentalnym miał sporo. Mówiliśmy nawet, że jak przyjeżdża Thurnbichler na zawody, to już jest ciężko, a gdy przyjeżdża ich dwóch, bo często startował również jego starszy brat Stefan, to można było pakować sprzęt i wracać do domu. Oni rzeczywiście brylowali w PK, stąd nazwisko jest mi dobrze znane. Mam nawet kilka zdjęć, na których razem staliśmy na podium. Chociażby w Szczyrbskim Jeziorze, po konkursie drużynowym MŚ juniorów. Małysz: To był krytyczny moment negocjacji z Thurnbichlerem W Pucharze Kontynentalnym walczyliśmy z różny skutkiem. Raz on mi odskakiwał, a raz ja jemu. Na skoczni nieraz się spotkaliśmy. Zapamiętałem go pozytywnie. Jako zawodnika, który zawsze był groźny, zawsze profesjonalnie podchodził do swoich skoków i też zawsze był - mam wrażenie - o krok do przodu, jeśli chodzi o sprzęt. Dużą wagę zawsze do tego przywiązywał i całe szczęście, bo ten sprzęt jednak ewoluuje i mam nadzieję, że teraz również w tym aspekcie będziemy groźniejsi. Pociesza cię to, że teraz nie będzie po macoszemu traktowany Tatrzański Związek Narciarski, w stosunku do Śląsko-Beskidzkiego? Chyba nieprzypadkowo Thurnbichler pierwsze kroki skierował z Krakowa właśnie do Zakopanego. - Równe szanse i równe traktowanie jest bardzo ważne dla wszystkich. Jeżeli przychodzi nowy trener, to każdy zawodnik, bez względu na to, skąd jest, z jakiego klubu, gdzie mieszka, jaki okręg reprezentuje i ile ma lat, ma czystą, białą kartkę, którą dopiero zaczyna zapisywać w kontaktach z nowym trenerem. I to od zawodnika zależy, jakie zrobi pierwsze wrażenie, co trener o nim pomyśli po miesiącu treningów. Myślę, że każdy ma równe szanse. Muszę też powiedzieć, że na przestrzeni ostatnich lat sytuacja w TZN i Ś-BZN była naprawdę dobra. W tych ostatnich latach relacje między związkami poprawiły się i to bardzo. Prezes Andrzej Kozak i Wojciech Gumny z TZN-u wykonują bardzo dobrą pracę dla skoków narciarskich w naszym regionie. Odnoszę wrażenie, że też bardzo dobrze dogadują się z PZN-em i ze Śląsko-Beskidzkim związkiem. Nie było problemów w ostatnich latach i myślę, że to będzie kontynuowane. Tym ludziom zależy na dobru skoków w Zakopanem, czyli w mekce polskich skoków. Możemy być spokojni o to, że będziemy równo traktowani i Zakopane pozostanie ważnym ośrodkiem przygotowań. Czytaj także: Adam Małysz: Nie przypuszczałem, że Stoch z Żyłą mogą się tak zachować Rozmawiał: Michał Białoński II część wywiadu z Maciejem Kotem opublikujemy w piątek