Piotr Żyła w każdym z trzech skoków w piątek na Kulm meldował się w "10". W pierwszej serii treningowej był dziewiąty. W drugiej pofrunął na 233. metr i po tym skoku krzyczał z radości, bo przecież w pewnym momencie zasysało go do zeskoku. W prawdziwych tarapatach był jednak w kwalifikacjach. Mimo tego uzyskał 223 m, co dało mu ósme miejsce. Skoki narciarskie. Piotr Żył był w prawdziwych tarapatach To był chyba szalony dzień dla pana? - I to jeszcze jak. Było niesamowicie. Sam jestem w szoku. Muszę się po prostu trochę później odbić, bo inaczej to nie przejdzie. Odbijałem się w piątek dużo za wcześnie. W drugim skoku treningowy i w kwalifikacjach mocno ściągało pana do zeskoku, ale jednak udało się odlecieć? - W kwalifikacjach odbiłem się jeszcze wcześniej niż drugim skoku treningowym. Jak leciałem, to widziałem, jak zbliżam się do buli. W myślach krzyczałem: Nieeeee! Chyba tylko siłą woli przeniosłem bulę. Przeraziłem się. Trzeba mieć szczęście do tego, by złapał wiatr, czy trzeba w locie tak sterować nartami, by znaleźć poduszkę powietrzną? - Szybko odciągnąłem w drugą stronę i w ostatniej chwili mnie złapało. W drugim treningowym skoku miałem ogromną prędkość i do tego było trochę wysokości w porównaniu do tego z kwalifikacji. W pewnym momencie poczułem, że miałem nogi wyżej od głowy. Teraz potrzeba mi tylko trochę cierpliwości na rozbiegu i będzie dobrze. Dużo jednak pracy przede mną przed sobotnim konkursem. W Bad Mitterndrof - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport