Michał Białoński, Interia: Jak pan ocenia pierwszy miesiąc rządów swego następcy Adama Małysza? Apoloniusz Tajner, były prezes PZN-u: Nie chcę się podejmować żadnego oceniania, natomiast widzę, że się wziął do pracy bardzo dynamicznie. Z drugiej strony, związek pracował w różnych zakresach. Nie tylko tym dotyczącym sportu. Innych działań jest sporo. Żeby się dobrze zaznajomić z tym wszystkim, to potrwa na pewno parę miesięcy. Adam zabrał się do tej pracy bardzo ambitnie, zapoznaje się z każdym z tematów i ciągle ma to jeszcze przed sobą. Apoloniusz Tajner: Cieszę się, że stare schematy zostały porozbijane Na koniec swej ostatniej kadencji miał pan do zażegnania niemały kryzys, związany ze zmianą trenera. Dzisiaj już wszystko za nami, nowy trener Thomas Thurnbichler porwał za sobą drużynę, wraz z liderami, którzy w marcu stawali murem za poprzednim szkoleniowcem Michalem Doleżalem. Naszym zadaniem jest ulepszać, poprawiać sytuację. Tym bardziej, że o zmianie trenera decydowało kierownictwo, które się wywodzi ze skoków: przecież są trenerzy, jest Adam Małysz. Widzieliśmy potrzebę zmiany i dlatego została ona podjęta. Należy to do związku generalnie. Zarząd takie decyzje zatwierdza. To nie było tak, że do tego tematu zabrały się jakieś postronne osoby. Teraz możemy oceniać jak pracuje kadra pod batutą Thurnbichlera. Sztab szkoleniowy jest zmieniony, kadra A, to mniejsza grupa. Oceniać możemy to pozytywnie. Cieszę się, że te niektóre schematy, które funkcjonowały przez lata zostały porozbijane, na ich miejsce weszła nowa ręka, nowa myśl trenerska. Trening jest urozmaicony. Generalnie nastąpiło dużo zmian. Właśnie tego potrzebowała ta grupa i ja uważam, że to będzie procentowało. Tak jak mówił Kamil Stoch, że ta grupa wróci do ścisłej czołówki światowej. Ja w zasadzie uważam, że to się po prostu musi odbić. Tajner: Metody Thurnbichlera, to już XXII wiek Z austriacką myślą szkoleniową mamy bardzo dobre skojarzenia po pracy Stefana Horngachera. Czy nasze skoki, pod trenerską wodzą Thomasa Thurnbichlera, czyli trenera z młodszego pokolenia, mogą powtórzyć takie sukcesy? - To prawda, Horngacher jest Austriakiem i jego praca dała niesamowite efekty, ale każda metoda, jeśli nie jest zmieniana, prowadzi do zahamowania rozwoju. Tak to jest w sporcie po prostu. Za dużo lat w nim siedzę, żeby tego nie dostrzegać. Zresztą to był jeden z powodów, dla którego zdecydowaliśmy się na zmianę. Thurnbichler również jest z Austrii, więc to austriacka szkoła, ale jest pewien szkielet, którego się trzyma, ale wokół tego szkieletu jest bardzo dużo zmian i o to chodziło. Poza tym, jest to nowy człowiek, nowa osobowość. Nie pracuje sam, tylko ma pomocników w osobach Mathiasa Hafele i Marca Noelke. Program szkoleniowy został poszerzony o aspekty psychologiczno-mentalno-sportowe. Tego na pewno też brakowało. Summa summarum, zawodnicy sami wyrażali zadowolenie ze współpracy z nowym sztabem. Ja to również wiem, że wszystko idzie w należytym kierunku, bo utrzymuję kontakt z zawodnikami, interesuję się tym tematem. Solidność wykonania tego wszystkiego, jak systematycznie sztab Thurnbichlera to robi, podbudowa organizacyjna wszystkiego, co się w polskich skokach teraz dzieje, są dla mnie niespotykane. To jest jakby już XXII wiek, chociaż, gdy widziałem w akcji Horngachera, to mawiałem, że to końcówka XXI wieku. Thomas poszedł jeszcze bardziej do przodu. To szpica metod i sposobów, które w tej chwili nasza grupa przeprowadza. Doszło do zmian również w FIS-ie. Nowym kontrolerem sprzętu został Christian Kathol, który zastąpił Mikę Jukkarę. Z Finem mieliśmy na pieńku. Czy teraz będzie mniej dyskwalifikacji Polaków za kombinezon? - Myślę, że temat kombinezonów został uporządkowany, więc nie powinno być z nim problemów, bez względu na to, kto przeprowadza kontrole. Tajner: Gdy Małysz zgodził się kandydować i został prezesem, to spadł mi kamień z serca Przez 17 lat kierowania PZN-em można obrazowo stwierdzić, że zastał pan skoki drewnianymi, a zostawił murowanymi, z wysokim budżetem. Jak pan sobie radzi na emeryturze? Często się zdarza, w różnych zawodach, chociażby z nauczycielami, że po intensywnej, długiej pracy, wysłani na zieloną trawkę, źle to znoszą mentalnie. Czy pan czuje ulgę, czy tęskni za życiem prezesa dużego związku? - Nie, nie tęsknie. Przez 17 lat byłem prezesem i tak prawdę powiedziawszy z ulgą przestałem nim być. Zależało mi, by PZN, który jest wzorowym związkiem, oddać w dobre ręce, a gdy Adam zgodził się kandydować, po czym został nowym prezesem, to dla mnie... ... spadł kamień z serca? - Naprawdę. Z dużą ulgą zakończyłem ten etap życia i wcale nie uważam, że to jest koniec. Nie chodzi mi o sport, ale również o życie osobiste (uśmiech). Rozmawiał: Michał Białoński, Interia Czytaj też: Michał Wiśniewski szczerze o Tajnerze. Te słowa mogą zaskoczyć Mocne zdanie Małysza. "Trener żyje w stresie. Mimo wszystko jest w Polsce" Dominika Tajner i Mariusz Wach szykują się na ślub. Powód szybkich zaręczyn