Profesor odmawiał wielu, ale Maciejowi Maciusiakowi nie potrafił. Ma pomóc w powrocie polskich skoczków na szczyt
Po wielu latach do pracy z kadrą skoczków narciarskich wrócił prof. dr hab. Michał Wilk. Kiedy trenerem zostawał Stefan Horngacher, poszedł on w odstawkę w kadrze A. Austriak postawił na Haralda Pernitscha, który pracował też z kadrą Michala Doleżala. W ubiegłym roku trener Thomas Thurnbichler nie korzystał z usług trenera od przygotowania motorycznego. Teraz postanowił to zmienić nowy szkoleniowiec reprezentacji Maciej Maciusiak, który pracował z Wilkiem w kadrze B. Jak się okazuje, profesor z Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach ma wiele do zaoferowania i może przyczynić się do rozwoju polskich skoczków.

W skrócie
- Prof. dr hab. Michał Wilk po latach wraca do pracy z kadrą polskich skoczków narciarskich, wprowadzając nowoczesne metody treningowe.
- Nowy trener Maciej Maciusiak stawia na indywidualne podejście do zawodników i wykorzystanie zaawansowanych urządzeń do analizy przygotowania motorycznego.
- Wilk podkreśla, że sukces zależy od szczegółowego monitoringu zawodników oraz ciągłego rozwoju wiedzy i innowacji w treningu.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Profesor Michał Wilk wraca z nowościami. Mają pomóc polskim skoczkom
Tomasz Kalemba, Interia Sport: Nie ma co ukrywać, ale to jest spektakularny powrót. To jednak ty tworzyłeś kiedyś podwaliny pod nowoczesny trening motoryczny w skokach w Polsce. To było - jak dobrze pamiętam - w czasach, kiedy trenerem kadry był Łukasz Kruczek. I pojawiły się wówczas pierwsze wielkie sukcesy już nie jednostek, ale też drużyny.
Prof. dr hab. Michał Wilk: - Pracowaliśmy rzeczywiście wiele lat razem i były też sukcesy. Byłem najpierw w kadrze A, a potem w kadrze B i zrobiłem wówczas schemat bazowego treningu siłowego dla Szkół Mistrzostwa Sportowego. Powstał zatem fundament. Oczywiście to wszystko się zmienia. Ja sam też nabieram doświadczenia i jeszcze większego wyczucia. Mam 30 lat doświadczenia, ale nadal mi go brakuje, bo pojawiają się nowe osoby, a zarazem nowe możliwości. Poza tym wiele zmienił AWF w Katowicach. Mam tam wielkie możliwości przeprowadzania projektów badawczych. Realizuję projekty naukowe Ministerstwa Sportu i Turystyki. Też w skokach narciarskich, choć w ostatnich latach nie byłem tak blisko skoków. Te projekty realizowaliśmy jednak na potrzeby skoków i treningu. Są zatem nowości, których nikt na świecie nie robi, a my to robiliśmy i potwierdziliśmy w badaniach naukowych. Teraz pojawia się dobry moment, żeby je wykorzystać.
Teraz najważniejszym zadaniem dla mnie jest odbudowanie u naszych skoczków motorycznej bazy. Mam na to pomysł od początku, ale muszę trening dostosowywać indywidualnie do zawodników. To jest największa trudność, bo każdy z zawodników idzie swoim torem
Wszyscy w Polsce wychwalali dr. Haralda Pernitscha. Z ciekawością przyglądałeś się temu, co robił w naszej kadrze?
- Mnie interesuje wszystko i absolutnie nie mam zamiaru komentować tego, co wówczas było robione w kadrze. Czasami jest tak, że można zrobić znakomity trening motoryczny, a jednak efektu na skoczni nie będzie. I może też być odwrotnie. Zdarzało mi się, że treningi nie szły, jak bym chciał, ale jednak dawał on bardzo dobry efekt. Tak zbiera się właśnie doświadczenie, a każdy zawodnik to jest inne ciało. Papier tak naprawdę przyjmie wszystko, a jednak największym wyzwaniem jest wyczucie zawodników. Znam niektórych skoczków w kadrze, ale ich ciała też przez te ostatnia lata się zmieniły. Dlatego rozmawiam z nimi dużo. Przed i po treningu, by mieć jak najwięcej danych, jak zareagowali na trening. Do tego mam nowoczesne urządzenia do kontroli treningu. Bez tego nie potrafię już pracować. Każdy trening jest zatem u mnie kontrolą. Widzę każde powtórzenie i każdą prędkość oraz zakres.
I na podstawie tych wyników możesz powiedzieć, czy ktoś jest w dobrej formie motorycznej, czy nie?
- Tak. I ten trening powinien też przekładać się na to, co robią zawodnicy na skoczni. Zwiększenie potencjału motorycznego nie zawsze jednak jest dobre, bo gdzieś mogą być słabe punkty. Jak ich się nie zniweluje, to nie ma szansy na to, by pójść do przodu. Noga może świetnie pracować, ale może być ogniwo, które to blokuje. Teraz najważniejszym zadaniem dla mnie jest odbudowanie u naszych skoczków motorycznej bazy. Mam na to pomysł od początku, ale muszę trening dostosowywać indywidualnie do zawodników. To jest największa trudność, bo każdy z zawodników idzie swoim torem.
Po pierwszych testach, jakie zrobiłeś skoczkom, to byli w dobrej dyspozycji motorycznej, czy widać było braki?
- Nie chcę mówić, bo nic to nie zmieni i jest to niepotrzebne odniesienie do pracy poprzedników. Trzeba po prostu pracować. Zacząłem pracę z nimi od punktu, kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz na początku kwietnia i wiem, co robić. Znam tych zawodników i nigdy nie miałem problemów z ich zaangażowaniem. Oni są bardzo świadomi tego, co robią. Nie robią wszystkiego w ciemno, tylko dopytują się. Chcą mieć informację zwrotną. Do tego wykonują precyzyjnie ćwiczenia, jakie im zalecam.
Michał Wilk: Są trenerzy, którym nie odmawiam. Takim jest Maciej Maciusiak
Długo zastanawiałeś się nad propozycją trenera Macieja Maciusiaka, bo jednak przez lata nie było cię w kadrze skoczków, choć z tym szkoleniowcem współpracowałeś?
- W kadrze A rzeczywiście długo mnie nie było, a w kadrze B pracowałem z Maćkiem chyba trzy lata temu. Nie ukrywam, że dostaję bardzo dużo propozycji pracy w sporcie i najczęściej odmawiam. W ostatnich latach skoncentrowałem się mocno na pracy naukowej na AWF Katowice i AWFiS Gdańsk. Opublikowałem wiele prac naukowych. Korzystamy z tych niuansów już teraz w treningu. Są jednak trenerzy, którym nie odmawiam i taką osobą jest właśnie Maciek Maciusiak. Jest jeszcze kilku takich trenerów w Polsce. Choćby nie wiem, co się działo, to mają oni u mnie priorytet. Poza tym praca ze skoczkami jest przyjemnością. W tej kadrze zawsze była dobra atmosfera.
Wspomniałeś o nowinkach. Można zdradzić coś, czego świat jeszcze nie robi, a wy już to stosujecie?
- Myślę, że sam sposób kontroli treningu i jego analiza jest czymś, co mało kto robi przy wykorzystaniu pewnych narzędzi. To tak bardzo ogólnie. Trzeba jednak mieć takie urządzenia, a my je mamy. Właśnie w ramach naukowych projektów realizowanych dla MSiT kupowaliśmy te urządzenia. One są. Wchodząc zatem w zespół, nie potrzebowałem od razu wydać kilkadziesiąt tysięcy złotych na sprzęt, bo to po prostu wszystko już było, a ja bez tego nie wyobrażam sobie pracy.
Od lat jesteś świetnie zbudowany, bo przecież od nastolatka ćwiczysz na siłowni. Jesteś typem osiłka, ale jednocześnie cenionym naukowcem. Na pierwszy rzut oka mocno się to gryzie.
- (śmiech) W piłce nożnej, jak zaczynałem jako trener przygotowania motorycznego, to pytano się mnie, jak mogę pracować w tej dyscyplinie sportu, skoro nigdy nie grałem. Podobnie w siatkówce, a skokach to już w ogóle nie ma co mówić. To wszystko obróciło się jednak w mój atut. Widzę bowiem ten trening z perspektywy fizjologii, anatomii i treningu siły. Nie jestem zepsuty schematami, bo zawsze tak się robiło. Jeśli chodzi o pracę naukową, to wiele zależy od tego, jak jestem ubrany. Jeśli jestem w koszuli na uczelni, to działa na korzyść, ale jak idę w dresie, czy spodenkach, to niektórzy zastanawiają się, co ja tak naprawdę robię na uczelni. Nieraz śmieję się, że pracuję na portierni. W ubiegłym roku uzyskałem tytuł naukowy profesora. To najwyższy stopień, ale w dalszym ciągu mam wielkie chęci i jeszcze większą pasję. I to jest mój sukces. Jako zawodnik zdobywałem najwyższe sportowe laury i biłem rekordy świata w trójboju siłowym, pracowałem też z najlepszymi i do tego wszystkiego udało mi się wszystko połączyć z nauką. Nadal trenuję, bo nawet muszę, by utrzymać sprawność.
Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport
Zobacz również:


