Na znak solidarności z Ukrainą, w geście sprzeciwu wobec wojny oraz agresywnej polityki Władimira Putina większość sportowych aren międzynarodowych zamknęło podwoje przed zawodnikami oraz zawodniczkami z Rosji i Białorusi. Tych zabrakło m.in. na niedawnych mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym w Planicy. W Moskwie nie przeszło to bez echa. Wręcz przeciwnie, wzbudziło ogromne emocje. Jak mantrę powtarzano tezy o rzekomej bezsensowności rywalizacji bez najlepszych sportowców z Rosji. "To zabija ten sport. Bez najlepszego narciarza świata Aleksandra Bolszunowa i aktualnej zwyciężczyni Pucharu Świata Natalji Nepraijewej poziom jest bardzo niski. A geograficznie i z punktu widzenia interesu publicznego nie jest to dobre. W tej chwili mistrzostwa świata są lokalnymi rozgrywkami" - irytował się rosyjski komentator Dmitrij Gubernijew cytowany przez norweski portal "NRK". Głos zabrał też wywołany do tablicy Aleksandr Bolszunow. Zarzekał się, że nie obchodzą go MŚ w Planicy. "Są tylko jedne mistrzostwa i odbywają się u nas" - zaklinał rzeczywistość. Okazuje się, że niebawem on, skoczek Jewgienij Klimow i pozostali "zimowi" rosyjscy sportowcy mogą wrócić do Pucharu Świata w biegach narciarskich, skokach, kombinacji norweskiej czy snowboardzie. Do takiego scenariusza ma przychylać się przewodniczący Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS), Johan Eliasch. Rosjanie rozstrzelali ukraińskiego jeńca. Poruszająca reakcja Kliczki Johan Eliasch chce dopuścić Rosjan i Białorusinów do startów w zawodach FIS-u. "Sport jest prawem człowieka" Jak alarmują norwescy dziennikarze z "NRK", Eliaschowi ma być blisko do stanowiska prezesa MKOl-u, Thomasa Bacha. Obaj panowie mieli podjąć dążenia do przywrócenia Rosjan i Białorusinów w szeregi sportowców z całego świata. Bolszunow, Klimow i spółka mają jak gdyby nigdy nic rywalizować ramię w ramię z pozostałymi zawodniczkami i zawodnikami. Temat wojny w Ukrainie? Właściwie przemilczany. Prezes FIS-u stara się wytłumaczyć swoje stanowisko. Jego retoryka brzmi niepokojąco, bowiem przypomina tę stosowaną przez dygnitarzy z Kremla. Podnosi argument przede wszystkim o "upolitycznianiu sportu". "Myślę, że ważne jest, aby każda organizacja zajmująca się wszystkimi sportami okazała solidarność i wspierała Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) w tych trudnych czasach. Bo jeśli sport jest upolityczniony, to może być koniec takiego sportu, jaki znamy" - twierdzi w "NRK" Johan Eliasch. Uderza w wysokie tony i mówi o prawach człowieka. Unika za to nazywania rzeczy po imieniu. Nie pada słowo "wojna". "Myślę, że bardzo ważne jest, abyśmy spojrzeli na wszystkie strony tej sprawy, bo sport jest prawem człowieka. Musimy wierzyć w prawa człowieka i ich bronić. W tym kontekście musimy spojrzeć na sport włączony w ten konflikt". I dodaje: Być może na jego stanowisko wpłynęło spotkanie z Jeleną Wialbe, prezes Rosyjskiej Federacji Narciarstwa Biegowego. Doszło do niego w październiku w Zurychu. Sam Eliasch przyznaje, że jest w kontakcie z rosyjską federacją, lecz zapewnia, że z ukraińską również. Odbył także rozmowę z Thomasem Bachem, ale nie chce opowiadać o jej szczegółach. "To była prywatna wizyta, więc nie komentuję tego" - ucina temat. Sytuacja z Rosją zagraża igrzyskom. "Zegar tyka, grozi nam paraliż" Norwegowie przeciwni powrotowi Rosjan i Białorusinów do międzynarodowego sportu. "Sport i polityka są w Rosji powiązane" Norwegia jest jednym z tych krajów, który sprzeciwia się niekontrolowanemu powrotowi zawodników z Rosji i Białorusi na areny sportowych zmagań. Norwegowie (obok 30 innych narodów) są sygnatariuszami listu do MKOl-u w tej sprawie. W piśmie zażądano konkretnej definicji "neutralnych sportowców" (za jakich mianoby uważać Rosjan i Białorusinów). W sprawę zaangażowana jest norweska minister kultury Anette Trettebergstuen, która komentuje stanowisko Johana Eliascha i Thomasa Bacha. "MKOl bawi się teraz pomysłem ponownego wpuszczenia rosyjskich sportowców, co zarówno norweski ruch sportowy, jak i my, jako ministrowie w wielu krajach, uważamy za całkowicie niedopuszczalne. Mija rok od rozpoczęcia brutalnej wojny i nie ma żadnej możliwości odróżnienia polityki od sportu z rosyjskiej perspektywy. To część propagandy i ponowne wpuszczenie Rosjan nie ma sensu" - ocenia w "NRK". "Sport i polityka są w Rosji powiązane" - podkreśla. Norwescy dziennikarze sprawę podsumowują tak: "Wielu rosyjskich sportowców, którzy brali udział w Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie w 2022 roku, należy do rosyjskich sił zbrojnych. Ci, którzy wyróżniali się w mistrzostwach, otrzymywali nagrody w postaci awansu wojskowego. Niektórych uhonorowano także podczas obchodów na początku marca ubiegłego roku". Trudno też zapomnieć o wizycie rosyjskich mistrzów olimpijskich na Kremlu krótko po zakończeniu igrzysk, w kwietniu zeszłego roku. Wówczas odebrali z rąk Putina gratulacje i odznaczenia. Na koniec razem z prezydentem Federacji Rosyjskiej wznosili toasty z kieliszkami szampana w dłoniach. Rosyjski mistrz olimpijski podjął kluczową decyzję! Inni mogą iść jego śladem