Tyle dyskwalifikacji w zawodach Pucharu Świata nie było już dawno. Christian Kathol, który jest szefem kontrolerów w Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS), od początku sezonu dawał ekipom szansę, ale miało to związek z tym, że w Ruce - w czasie pierwszego weekendu Pucharu Świata - dokonano ponownych pomiarów skanerem 3D. Ekipy dostały czas do zawodów w Klingenthal na to, by poprawić swoje stroje i sprzęt oraz dostosować je do nowych pomiarów. Fatalne wieści z Engelbergu. Kubacki na gorąco: Mogę się tylko bić z myślami Skoki narciarskie. Potęgi dostały poważne ostrzeżenie Austriacki kontroler twierdził, że nie było wielkich różnic i zmiany dotyczą tylko niewielkiej części zawodników, ale nie da się ukryć, że właśnie od Klingenthal wiele się zmieniło. Przewaga Niemców i Austriaków już nie była tak wyraźna jak w Ruce i Lillehammer, co zresztą zauważył Thomas Thurnbichler, trener naszej kadry, mówiąc w Klingenthal: - Dla mnie jasne jest, że nowe pomiary skoczków wykonane w Ruce zrobiły różnicę. Już w Niemczech Kathol baczniej przyglądał się skoczkom. Zresztą dyskwalifikacja dotknęła tam Macieja Kota, który chwalił austriackiego kontrolera. W sobotę w Engelbergu byliśmy świadkami prawdziwej rzeźni. Kathol zdyskwalifikował na dole po skoku trzech zawodników. Był w tym gronie Niemiec Philipp Raimund, ale też Słoweniec Lovro Kos, a zatem przedstawiciele ścisłej światowej czołówki. Z kolei na górze skoczni nie dopuściła do skoku kolejnego zawodnika z jednej z potęg Austriaka Daniela Tschofeniga polska kontrolerka. Tym razem to nie była jednak Agnieszka Baczkowska, ale Dorota Szczepanek. U Tschofeniga pojawił się problem w czasie pomiaru krocza w kombinezonie, który okazał się zbyt obszerny. Austriacki "Kronen Zeitung" pisał o tym, że tamtejszy związek złożył w związku z dyskwalifikacją skargę do FIS. Nam jednak udało się dowiedzieć, że nic takiego nie miało miejsca. Co za zmiana u Piotra Żyły. Skoczek mówi o tym wprost. Padła deklaracja