W minionym sezonie nasi zawodnicy robili furorę na skoczniach świata, osiągając wiele sukcesów indywidualnie i drużynowo. Jak zawsze znakomicie wypadli też polscy kibice, zarówno podczas dwóch weekendów PŚ w Wiśle i Zakopanem, jak i na zagranicznych obiektach. Warunkiem bezpośrednim przyznania Wiśle dwóch konkursów na inaugurację sezonu zimowego w listopadzie była gwarancja montażu torów lodowych. Ale to nie wszystko. - Kartą przetargową we wszystkich rozmowach z FIS są polscy kibice. Federacja obserwuje sytuację, bo przecież zależy jej, by promować i rozwijać skoki - mówi Wąsowicz. - Miło słyszy się na kongresach FIS informacje, że także oglądalność telewizyjna skoków w Polsce była największa albo, że w naszym kraju wyprodukowano transmisję z konkursów PŚ w sposób najbardziej profesjonalny, przy użyciu 19 kamer - dodaje. W minionym sezonie transmisje konkursów PŚ oglądały w Polsce średnio ponad cztery miliony widzów, a finał Turnieju Czterech Skoczni, wygranego przez Kamila Stocha - blisko siedem milionów. W zatwierdzonym w kwietniu wstępnym kalendarzu PŚ na sezon 2017/18 Wisła miała zorganizować tylko jeden konkurs, w styczniu przyszłego roku. Trudno było oczekiwać nagłego zwrotu akcji. A jednak w miniony piątek w słoweńskim Portorożu w kalendarzu nastąpiła rewolucja i to w Wiśle rozpocznie się sezon PŚ. - Szczerze? Nie wierzyłem, że tak się stanie - nie ukrywa Wąsowicz. Jak podkreśla, minister sportu Witold Bańka wywiązał się z obietnicy sfinansowania modernizacji skoczni w Wiśle, złożonej podczas mistrzostw świata w Lahti. - Również wtedy dyrektor PŚ Walter Hofer powiedział, że jemu wystarczą gwarancje rządowe - mówi wiceprezes PZN i szef komitetu organizacyjnego PŚ w Wiśle. - Gdy pojawiła się gwarancja, natychmiast przesłaliśmy do FIS odpowiednie dokumenty. Mimo zatwierdzenia wstępnego kalendarza PŚ, na prezydium PZN postanowiliśmy, że wystąpimy z wnioskiem o przyznanie nam dwóch konkursów na inaugurację. Niczym nie ryzykowaliśmy, bo mieliśmy już przyznane zawody na styczeń. W FIS uznano, że jesteśmy poważnym partnerem - zaznacza Wąsowicz. Wisła planuje także montaż na skoczni siatek osłaniających od wiatru oraz modernizację drogi dojazdowej i budowę chodnika, by ułatwić widzom dotarcie do obiektu. Wąsowicz nie ukrywa, że marzy mu się wpuszczenie na skocznię większej liczby widzów, a pierwsze rozmowy już zostały przeprowadzone. - Mamy już firmę, z którą współpracujemy w kwestii budowy trybun. Pójdziemy w górę, nie w szerokość. Moim marzeniem jest 10 tysięcy widzów. Ale osiem, dziewięć to też już będzie dużo - snuje wizje o rozwoju skoczni im. Adama Małysza. Do tej pory konkursy oglądało maksymalnie siedem tysięcy osób. Wąsowicz, choć przyznaje, że nigdy nie można być zupełnie spokojnym o pogodę, uspokaja sceptyków, którzy uważają, że listopadowe terminy konkursów w Wiśle to szaleństwo. - O śnieg się nie boję, bo widziałem, jak się go produkuje. Mamy bardzo poważną i solidną firmę, która o to zadba. Zresztą jej przedstawiciele prezentowali się w Portorożu, mają uznanie we władzach FIS. W połowie października najnowocześniejsza maszyna zacznie produkować śnieg w takiej ilości, by wystarczyło - mówi nasz rozmówca. Śnieg można wytworzyć nawet przy temperaturze plus 12 stopni. - Świadomi tego, że nie możemy dać plamy, bo wylatujemy z Pucharu Świata, mamy w Szczyrku zmagazynowany zapas śniegu, by w ostateczności część dowieźć - podkreśla Wąsowicz. Sezon PŚ jeszcze dwa lata temu inaugurowano pod koniec listopada w niemieckim Klingenthal. Tam też były obawy o brak śniegu i temperaturę. Z powodu deszczu i ciepłego wiatru musiano przekładać kwalifikacje w 2015 roku. Wiceprezes PZN nie spodziewa się w drugiej połowie listopada w Wiśle "upałów" ani "sensacji" z wiatrem. - Pod koniec października ubiegłego roku, gdy zaczynaliśmy się przygotowywać do styczniowych konkursów, już były temperatury poniżej zera. Pilnie obserwujemy też przyrodę. Na drzewach iglastych jest jeszcze mnóstwo szyszek i starzy górale przepowiadają, że to będzie ciężka zima - mówi. Wisła ma szansę na stałe zagościć w kalendarzu PŚ jako organizator dwóch konkursów inaugurujących sezon. - Złożyliśmy aplikację do 2022 roku. Mamy nadzieję, że jeśli wszystko nam się uda, włącznie z pogodą, na którą nie mamy wpływu, to ta inauguracja będzie się u nas odbywała. Aczkolwiek moi koledzy z zagranicy trochę się dziwią, kręcą głowami, że możemy w czymś ich wyprzedzać - zdradza Wąsowicz. Waldemar Stelmach