Aleksander Zniszczoł tydzień temu miał na treningu na Wielkiej Krokwi groźnie wyglądający upadek przy lądowaniu. Uderzył głową o zeskok, a na jego brodzie jest jeszcze pozostałość w postaci solidnych rozmiarów strupa. - Dawno nie upadłem, więc kiedyś trzeba było - mówił 30-latek, który przyznał, że wciąż ma jeszcze obolałe ciało. Tam trafiło złoto Pawła Wąska. To wyjątkowa kolekcjonerka Aleksander Zniszczoł miał ważne rozmowy. To było konieczne Z piątkowych skoków nie był zadowolony, ale też nie ma się czemu dziwić. One były na poziomie trzeciej "10". - Nie mogę być zadowolony. Muszę to wszystko przeanalizować. Może tym razem to jednak w konkursie będzie o wiele lepiej niż w treningach. Musiałem ochłonąć po Turnieju Czterech Skoczni, który nie był dla mnie udany. Byłem po nim zniesmaczony - przyznał Zniszczoł. Od powrotu z Turnieju Czterech Skoczni miał on kilka sesji z dwoma psychologami. To było konieczne, bo przecież w niemiecko-austriackiej imprezie potrafił w treningach wskakiwać do trójki, a w zawodach nie wchodził do drugiej serii. Problem ewidentnie leżał zatem w głowie. O pracy mentalnej Zniszczoła wspominał też Thomas Thurnbichler, trener naszej kadry: - Rozmawiamy o sferze mentalnej. Olek pracuje ze swoim psychologiem i z kadrowym. Miał z nimi sesje. Ta praca nad sferą mentalną to proces, który trwa przez cały sezon. Kwalifikacje wygrał lider Pucharu Świata Austriak Daniel Tschofenig. Najlepszym z Polaków, którzy w komplecie awansowali do niedzielnego konkursu (19 stycznia), był Paweł Wąsek. On zajął siódme miejsce. Z Zakopanego - Tomasz Kalemba, Interia Sport