Zbigniew Czyż: Jutro i w niedzielę wystartuje pan w Pucharze Kontynentalnym w Kuusamo, w jakiej dyspozycji udaje się pan dziś do Finlandii? Maciej Kot: W ostatnim czasie wykonywałem część treningów indywidualnie, część z bratem Jakubem. Zdarzało się, że trenowałem też z kadrą. W niedzielę planowałem w Wiśle skoki, ale niestety nie udało się mi sprawdzić jakiej są teraz długości. Dlatego na ten moment mogę tylko bazować na tym co zaprezentowałem na ostatnich zawodach Pucharu Kontynentalnego w Vikersund. Te zawody nie spełniły moich oczekiwań jeśli chodzi o wyniki. Trudno było walczyć z najlepszymi, ale tego się spodziewałem, że sytuacja będzie podobna do tej w Pucharze Świata, że ekipy Austrii, Niemiec, Norwegii i Słowenii są bardzo mocne. Myślę, że potrzebuję jeszcze trochę czasu, aby dojść do pełni dyspozycji i aby ten cały pakiet, czyli forma, ale też odpowiednia motoryka i sprzęt były na odpowiednim poziomie. Ostatnie trzy sezony były dla pana całkowicie nieudane. Teraz na początku obecnego widzi pan jakąś poprawę w stosunku do chociażby ostatniego? - Może teraz nie jest lepiej ale na pewno jest inaczej. Moje przygotowania do sezonu i skoki wyglądały i wyglądają inaczej. Czy ten sezon okaże się lepszy, to już zweryfikują zawody. Ja na pewno mogę powiedzieć, że czuję się dobrze ze skokami, które teraz oddaję natomiast jeśli mam do wyboru sytuację, skakać źle i wygrywać zawody lub skakać dobrze i jednak nie wchodzić do finałowej trzydziestki Pucharu Świata, to wolę skakać źle, ale wygrywać konkursy. Za nami już kilka zawodów Pucharu Świata, pan wystartował tylko w Wiśle i na dodatek został zdyskwalifikowany za nieprawidłowy kombinezon. Chyba innej oceny niż raczej nieudany początek sezonu być w tej sytuacji nie może. - Nie ma za bardzo co oceniać, bo wystartowałem tylko raz w Wiśle. Każdy widzi jaka jest obecnie sytuacja w Pucharze Świata. Praktycznie wszyscy nasi reprezentanci mają jakieś problemy, ale wydaje się, że jest coraz lepiej, świadczy o tym chociażby podium Kamila Stocha w Klingenthal. To też sygnał dla nas wszystkich, że jesteśmy blisko złapania odpowiedniej formy i jesteśmy w stanie skakać na dobrym poziomie. Maciej Kot: Wtedy zawiesiłbym narty na kołku Raczej nieudany początek sezonu powoduje, że bardziej nastawia się pan już na starty w Pucharze Kontynentalnym, czy będzie walczył o udział w konkursach Pucharu Świata? - Gdybym nastawiał się tylko na Puchar Kontynentalny, to myślę, że bym po ostatniej zimie w ogóle zawiesił narty na przysłowiowym kołku i nie podjąłbym wyzwania, które jednak podjąłem. A okres przygotowawczy w lecie kosztował mnie bardzo dużo energii oraz zdrowia zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym. Wciąż moim planem jest powrót do Pucharu Świata i start w Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Puchar Kontynentalny jest dla mnie tylko i wyłącznie etapem tej drogi. Jak się układa współpraca z bratem-trenerem Jakubem Kotem? - Dobrze. Wiadomo, że znamy się od urodzenia. Komunikacja między nami jest dużo łatwiejsza niż z jakimkolwiek innym trenerem. Rozumiemy się bez słów. Często łatwiej jest nam dojść do porozumienia, przeanalizować jakiś temat niż z innym trenerem, gdy te bariery w sposób naturalny występują. Nie mogę na tę sytuację narzekać. Mamy z bratem podobne podejście do wielu spraw. Atmosfera na treningach jest zawsze dobra, a na tym też mi zależy, bo to wpływa na jakość treningu. Maciej Kot: Nie mam do nikogo pretensji Jest pan członkiem kadry, ale z nią nie trenuje. Ma pan do kogoś o to żal, pretensje? - Nie chciałbym o tym rozmawiać bo to jest temat dość trudny do otwartych rozmów. Ja powiedziałem po ostatnim sezonie, że dla mnie najważniejsze jest bycie członkiem kadry narodowej. To z kim trenuję nie odgrywa już dla mnie aż tak znaczącej roli. Bycie członkiem kadry wiąże się z finansowaniem szkolenia, sprzętu, wyjazdów i tak dalej i cieszę się, że mam takie wsparcie. Dlatego nie mam do nikogo pretensji, moje wyniki pokazywały, że nie robiłem postępu. Patrzę bardziej na to wszystko w ten sposób, że trener Michal Doleżal obdarzył mnie dużym zaufaniem zauważając, że jestem już na tyle doświadczonym zawodnikiem, że mogę wziąć odpowiedzialność za to co i jak robię i że wszystko zacznie w końcu wyglądać tak jak powinno. Po trzech nieudanych latach być może była mi potrzebna terapia szokowa, nie ewolucja, a rewolucja. Współpracuje pan z psychologiem, dostrzega efekty tej współpracy? - Tak. Z psychologami pracuję już od dziesięciu lat. To pomaga się mi rozwijać na polu mentalnym, cenię sobie tę współpracę. W obecnym sezonie dostrzegam, że to działa na plus, że wciąż uczę się nowych rzeczy i że poznaję samego siebie. Mi chodzi o to, aby poprzez taką współpracę utrzymywać pewność siebie i wiarę w swoje umiejętności na odpowiednim poziomie, żeby być świadomym tego co się dzieje w mojej głowie i z moim ciałem, jak to wszystko kontrolować oraz jak w stu procentach wykorzystywać swój potencjał na zawodach. Niedawno został pan tatą, co ojcostwo zmieniło, jeśli chodzi o podejście do uprawiania sportu? - Niewiele, moje życie osobiste staram się oddzielać od zawodowego. Teraz, gdy wracam po treningach do domu, staram się jak najwięcej czasu poświęcać rodzinie. Dzięki temu już nie analizuję moich skoków tak bardzo i tak długo jak kiedyś, nie mam na to czasu. Z drugiej strony każdy wyjazd z domu jest teraz inny, bo jest rozłąka z rodziną. Fajna jest jednak świadomość, że po powrocie z zawodów czeka na mnie ukochana żona i dziecko. To dodaje mi motywacji i energii do uprawiania mojej ukochanej dyscypliny sportu. Rozmawiał Zbigniew Czyż