Do szczególnych miejsc w historii polskich skoków narciarskich należy Lahti. To właśnie tam "Biało-Czerwoni" wielokrotnie stawali na podium konkursów Pucharu Świata oraz zdobywali mistrzowskie medale. Jednak to nie Adam Małysz, czy "złota drużyna" z 2017 roku zapoczątkowała polski dorobek medalowy w skokach narciarskich. Pierwsze międzynarodowe sukcesy Polacy odnosili jeszcze przed II wojną światową. Do jednych z tych osób należał Stanisław Marusarz, który miłość do gór i sportów zimowych odziedziczył w genach. Już od najmłodszych lat rywalizował ze starszymi od siebie kolegami, pokazując przy tym pierwsze oznaki swojego wielkiego talentu. O skoczku z Zakopanego szczególnie głośno zrobiło się w 1935 roku, kiedy to na największej wówczas skoczni na świecie w Planicy oprócz zwycięstwa w konkursie, pobił również rekord świata, osiągając imponującą, jak na tamte czasy, odległość 97 metrów. W rozgrywanym rok później konkursie olimpijskim zajął 5. miejsce. Największe nadzieje Polak wiązał jednak z mistrzostwami świata rozgrywanymi w fińskim Lahti, na które jechał jako faworyt. Jeden z ostatnich takich skoczków. Polak zamknął pewną epokę Deklasacja Marusarza przyćmiona nieuczciwymi decyzjami sędziów Na starcie mistrzowskiej rywalizacji w Lahti nie zabrakło światowych potęg skoków narciarskich. Emocjonująca rywalizacja ściągnęła na trybuny tysiące widzów. Nie stanowiło to jednak problemu dla zawodnika z Zakopanego, który na skoczni nie miał sobie równych i już w pierwszej próbie oddał skok na 66 m. Po rekordowej odległości wokół skoczni zapanowała wielka euforia. Fińscy kibice od razu ruszyli w kierunku Marusarza. Każdy chciał mieć autograf nowego rekordzisty skoczni. "Unoszono mnie coraz dalej, tymczasem lada chwila miała się rozpocząć druga seria skoków. Zanosiło się na to, że nie zdążę na rozbieg" - wspominał Marusarz w książce pt. "Na skoczniach Polski i świata". W drugiej serii konkursu Polak uzyskał jeszcze lepszą odległość i ponownie pobił rekord obiektu. Kibice nie mieli wątpliwości, do kogo powędruję tytuł mistrza świata, jednak wśród sędziów rozpoczęło się gorączkowe mierzenie odległości. Fiński sędzia zmierzył 67,5 m, natomiast Norweg dopatrzył się skoku krótszego o metr. Żaden z rywali nie zbliżył się z odległością do "Dziadka". Znajdujący się w czołówce zawodów Asbjoern Ruud osiągnął znacznie krótsze skoki wynoszące 63,5 m oraz 64 m. Wszystko wskazywało na zwycięstwo Polaka, jednak na oficjalne ogłoszenie wyników należało poczekać jeszcze kilka godzin. Polski skoczek odsłania prawdę przed sezonem. Mówi o tym wprost Polak ofiarą skandalu. Po latach przepraszał za to prezydent Finlandii Uroczystość wręczenia medali opóźniała się. Kiedy zawodnicy, kibice i dziennikarze z niepokojem wyczekiwali na ogłoszenie wyników, w komisji sędziowskiej trwała napięta dyskusja do kogo powinien powędrować tytuł mistrza świata. "W pewnej chwili odwołał mnie na bok fiński działacz sportowy, którego znałem z wielu zawodów międzynarodowych, zarazem jeden z organizatorów mistrzostw świata i rozkładając ręce, powiedział: ‘Według mnie wygrałeś konkurs ty! Ale Norwegowie są innego zdania!’" - pisał Marusarz w swojej książce. Kiedy nastąpił moment wyczytywania wyników, pierwsze podano nazwisko Asbjoerna Ruuda, któremu przyznano lepsze noty za styl. Wypełniona do ostatniego miejsca sala zareagowała na to ciszą. Stanisław Marusarz złoty medal mistrzostw świata przegrał o 0,3 pkt. Norweski skoczek zdawał sobie sprawę z zaistniałego oszustwa, dlatego też chciał oddać medal Polakowi, ten jednak go nie przyjął. Nieczyste zagrania sędziów spotkały się ze sprzeciwem środowiska, a zagraniczna prasa nazwała Polaka "moralnym mistrzem świata". Echa nieuczciwej decyzji nie gasły przez lata. W marcu 1964 roku Polskę odwiedził prezydent Finlandii, Urho Kekkonen. Na prośbę władz przewodnikiem po Tatrach dla fińskiego przywódcy został Stanisław Marusarz. Korzystając z okazji, prezydent osobiście przeprosił polskiego skoczka za skandal sędziowski w Lahti. Srebro mistrzostw świata w skokach narciarskich było największym sportowym osiągnięciem w dorobku Stanisława Marusarza. Jego zwyżkująca forma i wola rywalizacji na arenach światowych zostały przerwane przez wybuch II wojny światowej. Wówczas narty do skakania zmienił na długie i często niebezpieczne wyprawy, gdyż za sprawą świetnej znajomości gór, został tatrzańskim kurierem. Po wojnie wznowił karierę sportową i dwukrotnie wystąpił na igrzyskach olimpijskich, jednak bez większych sukcesów. Wybitny polski skoczek narciarski zmarł w 1993 roku.