Aleksander Zniszczoł ma za sobą udany - jak na siebie początek sezonu w Pucharze Świata w skokach narciarskich. To skoczek, który zazwyczaj rozkręcał się w drugiej części sezonu. Tymczasem w Lillehammer zanotował najlepszą inaugurację w karierze, a w Ruce po raz pierwszy w życiu zdobył punkty. Mało tego. W Finlandii walczył nawet o podium w konkursie, bo był czwarty po pierwszej serii, by ostatecznie zająć 13. miejsce. Jasny cel Thomasa Thurnbichlera. Wyjaśnił, na czym opiera optymizm Aleksander Zniszczoł wierzy w to, że wykorzysta szansę i stanie na podium Zniszczoł nie rozpoczął dobrze dnia w Wiśle. W pierwszym treningu miał dopiero 29. wynik (113 m). W drugim był blisko czołówki, bo miał 12. rezultat (127 m). W kwalifikacjach wyszło słabo, ale skakał też w najgorszych warunkach w całej stawce. Zniszczoł uzyskał zaledwie 112 m, co dało mu 27. miejsce. - Najgorszy jednak z wszystkich trzech był ten pierwszy skok. W kwalifikacjach skakałem w trudnych warunkach. Do tego jechało się coraz wolniej, bo śnieg zasypywał tory. Wykonałem jednak swoją pracę na tyle, na ile pozwoliły warunki - mówił wiślanin. 30-latek mieszka nieopodal skoczni. Powinien zatem doskonale znać ten obiekt i dyktować na nim warunki. Tak jednak nie jest. - Zawsze trudniej skacze się u siebie, bo jest większa presja. Skaczemy dla kibiców. Trzeba do tego podejść w odpowiedni sposób od strony mentalnej - tłumaczył. Mimo problemów na Skoczni im. Adama Małysza Zniszczoł mocno w siebie wierzy. Z Wisły - Tomasz Kalemba, Interia Sport