Kiedy po zakończeniu sezonu 2021/2022 w mediach zaczęły pojawiać się informacje o tym, że następcą Michala Doleżala może zostać Thomas Thurnbichler, niektórzy mieli w tej materii spore wątpliwości. Kibice nie byli pewni, czy bardzo młody (w chwili nominacji miał 32 lata) szkoleniowiec będzie w stanie dotrzeć do naszych doświadczonych, czołowych zawodników i przekonać ich do swojej wizji. Szybko okazało się, że jakiekolwiek obawy były bezpodstawne. "Biało-Czerwoni" spisywali się od samego początku sezonu znakomicie. Prym wiódł Dawid Kubacki, który nosił nawet plastron lidera klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Sukcesem zakończyły się również mistrzostwa świata w Planicy. Na skoczni normalnej triumfował Piotr Żyła (awansując z 13. pozycji, zajmowanej po pierwszym skok), a na dużej trzecie miejsce zajął "Mustaf". Nieco gorzej wyglądają sprawy tej zimy - nasza kadra ma kłopoty z punktowaniem, a w Pucharze Narodów tylko nieznacznie wyprzedza "jednoosobową" reprezentację Bułgarii w osobie Władimira Zografskiego. Thomas Thurnbichler chwalony w ojczyźnie Mimo to zaufanie do austriackiego trenera wydaje się być niezachwiane. I to również poza granicami naszego kraju. Bardzo wysoko ceniony jest w ojczyźnie, a najlepszym tego dowodem są słowa odpowiedzialnego w austriackiej federacji za skoki narciarskie i kombinację norweską Mario Stechera. Co ciekawe, autor wywiadu, Jakub Balcerski przypomina, że Thurnbichler swego czasu zwierzył się Stecherowi, iż chciałby kiedyś objąć stery austriackiej kadry. Ta spisuje się obecnie kapitalnie (Stefan Kraft wygrał pierwsze cztery konkursy sezonu, nacja prowadzi w Pucharze Narodów), a pozycja Andreasa Widhoelzla wydaje się być niezwykle mocna. To wszystko, mimo deklaracji to jednak, jak się wydaje, melodia odległej przyszłości. Póki co głównym zadaniem szkoleniowca polskiej kadry będzie podźwignięcie jej z kryzysu, w którym jest od pierwszych dni zimy. Jeżeli uda się to zrobić szybko, akcje 34-latka zapewne jeszcze mocniej wzrosną.