Na początek dyrektor reprezentacji otrzymał gratulacje za drugie miejsce drużyny. Odniósł się do tego z humorem. - Dziękuję! Jestem bardzo zadowolony, oddałem dwa dobre skoki. Były to równe skoki, pozwoliły nam zająć drugie miejsce - powiedział. Jak Małysz ocenił skoki młodszych kolegów? - Nie takich młodych, nie róbcie mnie takim starym - żartował. - Całkiem fajny konkurs ze wspaniałym miejscem i trzeba być zadowolonym bardzo mocno - podkreślił. - Niemcy naprawdę dobrze skakali i musiałoby wszystko u nas zagrać, żebyśmy ich mogli pokonać - zaznaczył. - Oczywiście wiem, że wam nigdy nie dogodzi. Liczyliście na to pierwsze miejsce i ja po cichu też liczyłem - powiedział do dziennikarzy. - To jest sport. Trzeba skakać równo, tak jak Piotrek Żyła dzisiaj. Oddał dwa piękne skoki. Jak popatrzycie w wyniki, zająłby pewnie drugie miejsce, zaraz za Peterem Prevcem - docenił zawodnika z Wisły Małysz, który również stamtąd pochodzi. Małysz nie ukrywał, że Kamil Stoch nie ustrzegł się błędów w konkursie drużynowym. - Kamil oczywiście bardzo, bardzo spóźnił pierwszy skok. Ten skok nie był zły, ale jakby był trafiony, to wtedy byłaby rakieta - zaznaczył. - Kamil jest w wysokiej formie, ale cały czas walczy z tym, żeby jak najmniej spóźniać skoki. Jak spóźni więcej, to wtedy ma problemy. Jak spóźni mniej, leci na sam dół. Boję się myśleć, co by było, jakby trafił. Ale rzadko się to zdarza - stwierdził. Stoch nie miał w sobotę problemów z kontuzjowanym kolanem. - Gdy Kamil ma jakiś problem z kolanem, od razu to widać. Mam nadzieję, że sytuacja się uspokoi. Gdy za każdym razem ktoś go pyta, czy nie boli kolano, to on też podświadomie myśli o tym kolanie, a nie powinien - podkreślił Małysz. - Trzeba być bardzo zadowolonym i skoncentrowanym przed jutrzejszym konkursem. Wystąpi sześciu polskich zawodników. Trzeba za nich trzymać kciuki, a oni muszą pokazać, że są mocni - podsumował. Oprócz czwórki, która reprezentowała Polskę w drużynówce (Stoch, Żyła, Kot, Kubacki), zobaczymy Stefana Hulę i Jana Ziobrę. Z Zakopanego Waldemar Stelmach, Michał Białoński