Do skoków miał smykałkę od dzieciaka. W końcu był z gór, gdzie niemal na każdej górce budowani skocznię terenową. Poszedł w ślady swojego wujka, który próbował swoich sił w tej dyscyplinie sportu. - Zafascynował mnie świst powietrza. To skłoniło mnie do tego, by spróbować swoich sił - mówił Mądry w rozmowie z Interia Sport, ujawniając duszę romantyka. Konie, lejce, narty i Kamil Stoch. Rusza kolejna akcja żony naszego skoczka Młokos zadziwił świat skoków. "Nie miałem żadnych marzeń" Ostatecznie do sportu trafił za namową kolegi ze szkoły. Szybko robił postępy. Był w czwartej klasie szkoły podstawowej, kiedy po roku treningów z Lechem Nadarkiewiczem, wygrał spartakiadę młodzieży na Strzelcu w Karpaczu, w której startowali zawodnicy nawet o trzy lata starsi od niego. To pokazywało, jakim był talentem. Na Orlinku triumfował wówczas Marek Trzebunia. Rok później Mądry dołożył dwa kolejne krążki w spartakiadzie. Miał niespełna 14 lat, kiedy razem z drużyną - WKS Zakopane - sięgnął po mistrzostwo Polski. Razem z nim skakali wtedy w niej: Jan Łoniewski, Tadeusz Fijas i Andrzej Kowalski. Dziś niektórzy mówią o tym, że miał talent na miarę Adama Małysza czy Kamila Stocha. - Takich talentów, a może nawet większych, jak Adam Małysz czy Kamil Stoch to mieliśmy bardzo dużo. Nie wszyscy jednak do tego dorośli. W skokach wiele rozgrywa się w głowie. Można mieć talent fizyczny, ale bez głowy nie ma skakania na wysokim poziomie. Jarek na pewno miał talent - powiedział Jan Kowal, który przez wiele lat startował z Mądrym. Razem ze Zbigniewem Klimowski i Bogdanem Papierzem stanowili zgrany zespół. Problemy zdrowotne i rodzinny dramat Dwa lata później Mądry zniknął na jakiś czas ze skoczni. Pojawiły się kłopoty zdrowotne. Mocno go wyciągnęło. Do tego cierpiał na zespół przeciążeniowy stawów biodrowych. Miał problemy nawet z chodzeniem, nie mówiąc o skakaniu. Do tego przyplątała się nerwica. Jakby tego było mało, to przeżył rodzinny dramat. Miał 17 lat, kiedy zmarła jego matka, która samotnie wychowywała jego i siostrę. Choć mama była nieuleczalnie chora, to jednak Mądry zaufał medycynie ludowej i starał się ratować życie bliskiej mu osoby. Nie udało się. To był dla niego wielki cios. Poradził sobie jednak, bo już jako młody chłopak został rzucony na głęboką wodę i uczył się, jak sobie radzić w życiu z przeciwnościami losu. To na jego braki spadło prowadzenie gospodarstwa dziadków. Oni przejęli też rolę rodziców skoczka. Zresztą dziadek bardzo się cieszył tym, co robił jego wnuk. Poza tym uczył się i to całkiem nieźle, a do tego wrócił do skakania. Udany powrót. Trafił do kadry w skokach narciarskich W 1987 roku, mając niespełna 19 lat, w końcu wbił się do krajowej czołówki. Przed nim w mistrzostwach Polski na 70-metrowej skoczni Skalite w Szczyrku byli już tylko tacy skoczkowie jak: Piotr Fijas, Jan Kowal czy Zbigniew Klimowski. W Memoriale Bronisław Czecha, który wiele wówczas znaczył i miał niezłą obsadę, zajął trzecie miejsce, prowadząc po pierwszej serii. Do tego wygrał mistrzostwa Słowacji, deklasując rywali. To zaowocowało powołaniem do reprezentacji Polski i pierwszymi startami w Pucharze Świata. Wystąpił też w Turnieju Czterech Skoczni w sezonie 1987/1988, w którym miał nieprzyjemny upadek na jednym z treningów. Z kolei w serii próbnej przed konkursem w Innsbrucku uzyskał wynik, który dawałby mu miejsce w "10". Pokazał tym samym, że drzemie w nim spory potencjał. Ogólnie jednak nie były to udane starty i tym samym szansa na to, by wyjechać na zimowe igrzyska olimpijskie do Calgary (1988) przeszła mu koło nosa. Tam po raz pierwszy rozgrywana była rywalizacja drużynowa w skokach narciarskich, ale Polska do Kanady wysłała tylko dwóch skoczków Piotra Fijasa i Jana Kowala. Był też Tadeusz Bafia w kombinacji norweskiej. I gdyby tylko wysłano Mądrego, to Biało-Czerwoni wystąpiliby w historycznym konkursie, w którym wzięło udział 11 ekip. Dla Mądrego i tak najważniejsze było to, że w końcu był zdrowy i mógł chodzić bez bólu, bo z tym miał duże problemy. Wiele w tym czasie pomógł mu trener Krzysztof Sobański. On potrafił nastawić mentalnie Mądrego, który słynął z bardzo odważnego stylu latania. W 1988 roku wystąpił nawet w mistrzostwach świata w lotach w Oberstdorfie, gdzie był 43. Przełomowy rok. Sukces wyłonił się z mgły W kolejnym sezonie skoczek z Kościeliska w końcu znalazł się w "50", co już było niezłym osiągnięciem, bo w zawodach Pucharu Świata często startowało grubo ponad 100 zawodników. To było w Oberhofie. Kilka tygodni później był 29. w Harrachovie. To dawało nadzieję na przyszłość. Wydawało się, że przełom już jest blisko. Tym bardziej że w marcu 1989 roku został na skoczni w bułgarskim Borowcu wicemistrzem Uniwersjady indywidualnie. Tam przegrał wówczas tylko z Heiko Hungerem z Niemieckiej Republiki Demokratycznej, który po przejściu do skoków narciarskich z kombinacji norweskiej wyrastał na czołowego zawodnika na świecie. Zresztą dwa lata później został brązowym medalistą mistrzostw świata w rywalizacji drużynowej w Val di Fiemme razem z: Dieterem Thomą, Jensem Wiessflogiem i Andre Kiesewetterem. - Wielką wiarę w sukces w Borowcu wlał we mnie trener Stanisław Murzyniak. Dużo z nim rozmawiałem. Nie mogłem w to uwierzyć. Dla mnie to był wielki sukces, bo na te zawody przyjechaliśmy mocno porozbijani. Nie skakaliśmy dobrze. Zawody odbywały się wtedy w dużej mgle. Ciekawostką było też to, że sędziowała nam... kobieta z USA - opowiadał nasz były skoczek. Mądry w 1989 roku wystąpił w mistrzostwach świata w Lahti. Tam zajął 56. miejsce na normalnej skoczni i 58. na dużej, choć na treningach potrafił skakać tak daleko jak mistrz świata sprzed dwóch lat Austriak Andreas Felder. W tym samym sezonie zajął też trzecie miejsce w Pucharze Beskidów rozgrywanym na skoczniach w Szczyrku, Wiśle i czeskim Frensztacie. Najlepszy był wówczas Kowal, który wyprzedził Stefana Horngachera. Rok później Mądry wywalczył jedyny indywidualny tytuł mistrza Polski. Styl V stał się dla niego przekleństwem. "Zabił piękno skoków" To był czas, kiedy coraz więcej zawodników zaczęło skakać stylem V, który zapoczątkował Szwed Jan Bokloev. Mądry za nic nie był w stanie przekonać się do zmiany stylu. Był chyba ostatnim skoczkiem, który startował w najważniejszych imprezach, prowadząc narty równolegle. Tak było choćby na Turnieju Czterech Skoczni w sezonie 1992/1993. W serwisie Youtube jest nawet jego skok z Innsbrucku. Przy jego próbie w tle słychać śmiechy kibiców, bo w ten sposób na świecie mało kto już skakał. Mądry tym się nie przejmował. Był dumny z tego, że wciąż podtrzymuje piękne tradycje skoków narciarskich. Mimo tego, że skakał archaicznie, jak na te czasy, potrafił wygrywać z zawodnikami, którzy skakali już stylem V, zyskując tym samym wiele metrów. Tak było choćby na zawodach w Strbskim Plesie. - Byłem oporny na te zmiany. Nie przejmowałem się tym, że wciąż prowadzę narty równolegle. Wychodziłem z założenia, że skok zaczyna i kończy się na progu. Tam się wszystko rozgrywa. I potrafiłem to pokazać, wygrywając z zawodnikami, skaczącymi stylem V. Byłem wielkim fanem skoku klasycznego. Dla mnie to było piękno sportu - mówił Mądry. Efektowne zakończenie kariery. Wyjazd do USA i ciężka choroba Karierę zakończył w 1993 roku. Miał zaledwie 25 lat. I uczynił to w efektowny sposób, bo razem ze: Stanisławem Ustupskim, Markiem Tucznio i Bartłomiejem Gąsienicą-Sieczką, sięgnął po brązowy medal w rywalizacji drużynowej na Uniwersjadzie w Zakopanem. - Nie widziałem już przyszłości w skokach - przyznał. Trener Nadarkiewicz, który był pierwszym szkoleniowcem Mądrego, a potem prowadził go w kadrze, tak powiedział kiedyś w rozmowie z Leszkiem Rafalskim dla "Tempa": - Jarek ma wielki talent. Wspaniałe wyczucie powietrza i umiejętność kontroli lotu. Z tym trzeba się urodzić. Wróżę mu piękną sportową karierę. Po zakończeniu kariery Mądry wyjechał do USA. Tam pracował w budowlance. A jego konikiem była sztukateria. Na sufitach i ścianach potrafił stworzyć prawdzie cuda. Często wracał jednak do kraju. Nie siedział za Wielką Wodą latami, ale dorobił się tamtejszego paszportu. W Stanach Zjednoczonych dopadły go problemy zdrowotne. Po wielu diagnozach okazało się, że ma stwardnienie rozsiane. Teraz choroba uniemożliwia mu wiele rzeczy. Zdarzają się dni gorsze, ale pojawiają się też te lepsze. Fascynujący świat lotów. Permanentny stan alarmowy. "Żyła ciężko oddychał"