Jak się okazało, trzymanie kciuków nie pomogło. Sprzęt nie dotarł i Polacy stanęli przed sporym problemem. Na szczęście środowisko skoczków narciarskich okazało się bardzo solidarne. Polacy w pożyczonym sprzęcie. Rywale pomogli "Na pomoc Polakom ruszyły inne ekipy. Ostatecznie czterech z pięciu biało-czerwonych skacze na pożyczonym i niedopasowanym sprzęcie" - poinformował z kolei już w sobotę Dominik Formela, oficer prasowy Polskiego Związku Narciarskiego cytowany przez TVP Sport. Niestety, udało się zebrać tylko cztery komplety sprzętu. Dla Jana Habdasa już nie wystarczyło i nasz zawodnik nie mógł wystartować w konkursie w Iron Mountain. Udział w zawodach wzięło tylko 35 skoczków, w tym Benjamin Oestvold, który został zdyskwalifikowany. Najlepiej z Polaków w pożyczonym sprzęcie spisał się Maciej Kot, który zajął trzynaste miejsce. "Oczko" niżej uplasował się Jakub Wolny, 22. był Andrzej Stękała, a Kacper Juroszek zajął 28. pozycję. Pech prześladuje Polaków? W ostatnich dniach nie była to niestety pierwsza tak pechowa chwila dla polskich skoczków. Również pierwsza reprezentacja, wracająca z Sapporo, miała przygody na lotnisku. "Postanowiliśmy, by stamtąd udać się prosto do Oberstdorfu, co było prostszym rozwiązaniem. W przeciwnym razie zawodnicy wróciliby we wtorek wieczór do domów, by w środę rano znów ruszać do Niemiec. Zdecydowaliśmy, by uniknąć stresu związanego z podróżami. Zawodnicy wyszli z inicjatywą, by udać się prosto do Oberstdorfu. Naprawdę doceniam tę decyzję, jest ona najlepsza w kontekście przygotowań do zawodów. Mniej podróżowania i więcej regeneracji. Już we wtorek dotrą do Oberstdorfu" - dodał Thurnbichler. W przypadku kadry A wszystko skończyło się dobrze. Nasze zaplecze miało mniej szczęścia, choć akurat gest solidarności ze strony rywali warto docenić.