Paweł Pawłowski z redakcji sportowej RMF FM postanowił zgłębić tajniki metod koncentracji Piotra Żyły i porozmawiał o tym z trenerem mentalnym piłkarzy, siatkarzy i skoczków. Jakub B. Bączek tłumaczy, czy jest technika mindfulness, jak radzić sobie z samotnością na belce oraz jaki wpływ na skoczków mają ich rytuały. Paweł Pawłowski, RMF FM: Piotr Żyła powiedział, że przed skokami wprowadza się w pewien stan, którego sam nie potrafi nazwać. Może też nie chce do końca zdradzać swoich tajemnic. Jednak czy rzeczywiście można wprowadzić się w określony stan koncentracji, czy może jednak to po prostu wersja dla mediów, powtarzana przez Piotra? Podobnie przecież o koncentrowaniu się na pracy w zeszłym roku mówił Kamil Stoch. Jakub B. Bączek: - Myślę, że to jest głębsza forma koncentracji. Piotr Żyła nawet nazwał ten stan, który sobie wypracował, transem. Oczywiście chciałbym, żebyśmy do tego podeszli bez sekciarstwa i sceptycyzmu. To stan psychiki, gdzie naprawdę dużo głębiej udaje nam się skoncentrować niż wtedy, kiedy mówimy sobie: skup się na zadaniu. Jak to się robi? Czy skoczek np. siada na łóżku w hotelu i izoluje się od telefonu, komputera. Czy może jednak ma jakieś specjalne techniki psychologiczne, które stosuje, żeby w ten stan się wprowadzić? - Jest to trochę coś takiego, jak stan medytacji, który obserwujemy w świecie Wschodu, w krajach buddyjskich. Oczywiście jest to dostosowane do zachodniej psychiki i do tego, jak nasze mózgi są przebodźcowane. Zatem to będzie przypominało najbardziej techniki mindfulness, czyli techniki regularnego treningu psychiki, który ma doprowadzić do tego, że słyszymy ciszę w umyśle i nie mamy natłoku myśli. Piotrkowi Żyle się to udało. To jest chyba wyjątkowo trudne, bo skoczkowie czekają zawsze na górze skoczni w grupie. Jest tam też ekran, na którym można obserwować, jak radzą sobie koledzy. Czy da się w pełni od tego odciąć, nie rozmawiać z nikim? - Nie sądzę, żeby dało się to zrobić tak z wtorku na środę. To wymaga pewnego treningu. Tak jak trening na siłowni, który z czasem powoduje, że możemy zwiększyć podnoszone ciężary. Tak samo tutaj w przypadku mindfulness pierwsze ćwiczenia są frustrujące, bo nie wychodzą, ale jeśli robi się to przez parę miesięcy, to owszem, nawet tutaj w Europie człowiek może pozwolić sobie odciąć się - i my to nazywamy właśnie techniką odcięcia. Czy skutkiem tego może być też zachowanie Piotra Żyły? Skoczek przestał być śmieszkiem i stał się poważnym człowiekiem, który unika niepotrzebnych rozmów. - To zachowanie jest nietypowe. Ja 26 grudnia byłem na mistrzostwach Polski. Pracowałem tam z Olkiem Zniszczołem i jemu pomagałem przygotowywać się do skoków. Ale kiedy mijałem Piotrka, on miał wzrok skierowany w dół, do nikogo się nie odzywał i był bardzo cichy, skoncentrowany. Wygląda na to, że ten stan bardzo mu pomaga koncentrować się na tym, co najważniejsze. Na dwóch równych skokach, jak to zawsze powtarzał Adam Małysz. Czy to jest kwestia wyłączenia bodźców, czy też skoncentrowania się i pewnej wizualizacji? Np. skoczek siada sobie na krześle, wyłącza się, ale też myśli, jak ma wyglądać pozycja dojazdowa, prowadzenie ciała i cały lot? - Jedno i drugie. Nauczyciele buddyjscy mówią, że każdy wdech to więcej wewnętrznego spokoju - i tu skupiamy się na bodźcach wewnętrznych. Każdy wydech wypycha na zewnątrz myśli i odcina to, co jest bodźcem zewnętrznym. Czyli tak na dobrą sprawę wdechy koncentrują nas na nas samych. Wydechy odcinają nas od świata zewnętrznego. Tak działa ta technika. I - uwaga - jest ona też stosowana w wojskowości. Czy podobne techniki mógł stosować Adam Małysz? Bo przecież tyle mówiło się, że swoje sukcesy zawdzięczał pracy z psychologiem. - Tak. Tam wtedy pracował doktor a obecnie profesor Blecharz. On również stosował techniki mentalnego odcięcia. To był pierwowzór tych technik, które dziś ja wprowadzam do polskich skoków. A co z rytuałami? Kiedyś Wojciech Skupień uderzał się przed skokiem po udach. Dzisiaj Markus Eisenbichler uderza się naprzemiennie lewą ręką w prawą pierś i odwrotnie. Inny skoczek masuje się po uszach. Dawid Kubacki robi znak krzyża. Czy te rytuały rzeczywiście mogą skoczkom subiektywnie pomagać i dodawać im jakiejś pewności siebie? - Zdecydowanie pomaga im to, ale bardziej w takim aspekcie subiektywnym. Sportowiec wierzy, że jeśli ma od śniadania aż do danego skoku kontrolę nad tym, co się dzieje - bo przez powtarzalność tę kontrolę się uzyskuje - to jest to taki element placebo, że nad skokiem też będzie miał pełną kontrolę. Czyli ta rutyna, która bierze się z tenisa, pomaga wprowadzić zawodnika w takie myślenie: "będę miał kontrolę nad tym, co się wydarzy", a to podnosi pewność siebie. Sporty indywidualne, a zwłaszcza skoki narciarskie są bardzo stresujące. Kiedy gramy w siatkówkę albo w piłkę nożną, ta odpowiedzialność za potencjalny błąd rozkłada się na całą drużynę. Tutaj jest jeden zawodnik, który musi walczyć z wiatrem, z dyspozycją dnia, z kombinezonem, przepisami oraz z innymi zawodnikami. Czy ci zawodnicy nie są wyczerpani psychicznie po konkursie, turnieju czy sezonie? - Absolutnie są wyczerpani. Wydaje się, że są to tylko dwa skoki. Jeśli chodzi o fizjologię, to te dwa skoki nie są w stanie zmęczyć tych ludzi, bo oni są na tyle wytrenowani. Ale odpowiedzialność psychiczna, napięcie, presja i odpowiedzialność za wynik sprawiają, że zawodnicy niekiedy po takim turnieju od razu kładą się do łóżek. Mamy do czynienia z presją, mamy do czynienia pewnie z lękiem wysokości i mamy do czynienia z takim zjawiskiem, które ja nazwałem "samotność na belce". Zawodnikowi w tym momencie nikt nie pomoże. Ani trener, ani trener mentalny, ani kibice... ...i jeszcze wszyscy na niego patrzą! - Wszyscy od niego wymagają, że on skoczy tak, jak oczekują tego kibice. Powiedziałbym, że wielokrotnie większa presja jest na skoczku narciarskim niż na siatkarzu. I mówię to z autopsji jako ich trener mentalny. Paweł Pawłowski