Nie nudzą już pana zajęcia na skoczni? Piotr Żyła: Skoki nie mogą się znudzić. Można skakać na okrągło, bo przecież każdy skok jest inny, o każdym się zawsze myśli. Rzeczywiście stawał pan 500 razy na rozbiegu, jak mówi trener Łukasz Kruczek? - Prawdę powiedziawszy, mnie się wydaje, że... to było więcej. Z ilu był pan zadowolony? - Można powiedzieć, że z większości. Oczywiście nie wszystkie skoki mogą być udane. Jest taki moment w sezonie, kiedy zaczyna się myśleć już o wiośnie i końcu rywalizacji? - Zależy od indywidualnego podejścia. Człowiek się nakręca, mało czasu spędza w domu. Zwykle dwa dni co dwa tygodnie. A potem znów trzeba się pakować. Zeszłej zimy obudziłem się pewnego dnia w hotelowym pokoju i dopiero po chwili przypomniałem sobie, gdzie jestem. Czy poza skoczniami macie szanse coś zobaczyć w czasie tych podróży? - Różnie to bywa. Kiedyś pojechaliśmy na dwa tygodnie do Japonii na zawody Pucharu Kontynentalnego, a potem zostawaliśmy na Puchar Świata. Więc w trakcie przerwy była okazja do krótkiego zwiedzania. Czasem w trakcie wyjazdów trenerzy organizują nam jakieś atrakcje, na przykład wyjście na basen. Często się mówi o morderczej diecie skoczków. Jak to jest w pana przypadku? - Ja nie mam z tym problemu. Jem w zasadzie przez całe lato normalnie, na dużo mogę sobie pozwolić. Wystarczy bowiem bardzo krótki okres i waga mi szybko spada. Skakanie to dla pana jeszcze przyjemność czy już tylko zawód? - To przede wszystkim przyjemność. Jeśli miałbym skakanie traktować w kategoriach zawodu - nic by z tego nie było. Wiadomo, że teraz z tego żyję, bo nie jestem w stanie w międzyczasie nic innego robić. Ale kiedyś było i tak, że pracując, skakałem. Latem łączy pan przygotowania do sezonu z graniem w piłkę? - Tak. Cały czas gramy w Wiśle w lidze amatorskiej. Rywalizują sześcioosobowe drużyny. Trzeba na siebie uważać, ale to fajna zabawa. No i cały czas coś się dzieje.