Piotr Żyła tej zimy stanął cztery razy na podium Pucharu Świata w skokach narciarskich. Najlepiej spisał się w Oberstdorfie. W inauguracyjnym konkursie Turnieju Czterech Skoczni zajął drugie miejsce. - Mocno zacząłem Turniej Czterech Skoczni i taki stan chciałem utrzymać przez całe zawody. Popłynąłem jednak. Czułem, jak słabnę - mówił Żyła. W rozmowie z Interia Sport odpowiedział też o chorobie, jaka dopadła go w czasie mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w Planicy, a z którą zmagał się przez kilka tygodni. As w rękawie dał Piotrowi Żyle złoto MŚ Tomasz Kalemba, Interia Sport: Znowu wrócił pan na bardzo wysoki sezon i zanotował drugi najlepszy sezon w karierze. Do tego został pan mistrzem świata. - To był dla mnie sezon na bardzo wysokim poziomie, a do tego był bardzo pracowity. Od początku do końca dawałem z siebie wszystko. Na tyle, na ile mogłem. Jestem bardzo zadowolony z tego sezonu. Na pewno było w nim więcej tych lepszych momentów, co mnie szczególnie cieszy. Robota, jaką zacząłem na wiosnę, dała efekty. Były jakieś nowinki? - Postanowiłem od wiosny wziąć się mocno za to, by zrobić masę, by potem była z niej siła. I tak do urlopu. Po nim była już mocna koncentracja na skokach. Thomas Thurnbichler dostosował też do mnie plan treningowy. Podchodził do nas bardzo indywidualnie i to mi się podobało. Nie wrzucał wszystkich do jednego worka. Na skoczni normalnej w mistrzostwach świata po raz kolejny zaskoczył pan wszystkich. Wyglądało tak, jakby wyciągnął pan asa z rękawa. - I tak było. Miałem tego asa w rękawie. Doskonale wiedziałem, co mam zrobić, by wygrać. Można powiedzieć, że trochę odwzorowałem sytuację z Oberstdorfu. To jednak dużo mnie kosztowało. Mój organizm mocno odczuł to wprowadzenie się w swój świat. Wyciągnąłem mój organizm na maksymalny poziom. I być może przez to łatwiej dopadła mnie infekcja. Czułem jednak, że to jest mój dzień wtedy w Planicy. Po pierwszej serii jednak nie wiedziałem, co się dzieje. Pomyślałem: Co jest grane? Co jest nie tak? Przecież nie tak to powinno wyglądać. Wiedziałem jednak, że mam drugi skok. Poszedłem, by robić dalej swoje. Pokazał pan, że można przygotować się na ten jeden dzień w skokach? - Tak, ale - jak wspominałem - to jest niesamowite wycieńczenie dla organizmu. Postanowiłem tym systemem skakać od początku sezonu. I nie jest to łatwe. Można to powtarzać, co jakiś czas, ale jednak między takimi dniami potrzeba trochę odpoczynku. Mocno zacząłem Turniej Czterech Skoczni i taki stan chciałem utrzymać przez całe zawody. Popłynąłem jednak. Czułem, jak słabnę. Teraz wiem, że jestem w stanie wprowadzić swój organizm na wysokie obroty, na ten jeden strzał, ale potem muszę mieć odpoczynek. Piotra Żyła wspomniał o wielkich problemach. "Nigdy tak nie chorowałem" Duże problemy pojawiły się po mistrzostwach świata w Planicy. Wyglądał pan na mocno rozregulowanego. - To była wina choroby. Nie dałem rady jej pokonać. Brakowało mocy i energii. Nawet miałem zawroty głowy. Najgorzej było w Oslo. Po tych konkursach próbowałem wykrzesać z siebie jeszcze resztki energii, ale nie było to proste. Skakałem, ale krócej. A nie o to mi chodziło. Chciałem walczyć z samym sobą, bo nie umiem odpuszczać. Jak coś robię, to na maksa. Tak było źle? - Problemy zaczęły się na dużej skoczni w czasie mistrzostw świata w Planicy. Nigdy tak nie chorowałem. Przez dwa dni miałem niesamowity ból głowy. Starałem się jednak walczyć z tym. Poległem jednak na drużynówce. Tam skakałem już na niemal całkowicie rozładowanych bateriach. To były ostatki moich sił. Czułem, że mój organizm dotarł do granicy. Myślę, że gdyby w Planicy był jeszcze jeden dzień skakania, to nie wyszedłbym już na skocznię. Nie dałbym rady. Po tym wszystkim strasznie długo dochodziłem do siebie. Nigdy coś takiego mi się nie przytrafiło. Brakowało mi energii. Nie miałem apetytu. Zmuszanie się do jedzenia było dla mnie największym wyzwaniem. Nie chciałem bowiem opaść całkowicie z sił. Wiadomo, co panu dolegało? - Trudno powiedzieć. Teraz mam z kolei mocną wysypkę. Miałem konsultacje u dermatologa. Usłyszałem, że czasem tak reaguje organizm po tym, jak jest na maksymalnym wyczerpaniu po chorobach. Nie jest to jednak nic niebezpiecznego. Po prostu potrzebuję odpoczynku, by organizm wrócił do równowagi. Mimo tego, że ma pan 36 lat, to jednak wytrzymywał pan skakanie przez cały sezon na wysokich obrotach. - I to mnie cieszy. Miałem dobrą motywację. Duża w tym zasługa Thomasa Thurnbichlera, On połączył u mnie doświadczenie z tymi nowościami, jakie zaproponował. To dało naprawdę fajny efekt. Pewnie gdyby nie dopadła mnie ta choroba, to byłoby jeszcze lepiej. Czuje się pan na siłach, by skakać dalej. Zobaczymy pana w kolejnym sezonie? - Na pewno będę skakał, ale potrzebuję odpoczynku, bo mój organizm już się go domaga. Odżyłem na koniec sezonu w Planicy, więc postanowiłem wycisnąć w tych ostatnich konkursach, ile jeszcze się dało. Z Planicy - Tomasz Kalemba, Interia Sport