Jak się okazuje, uraz Piotra Żyły to nie jest świeża sprawa. 37-latek problemy z kolanem miał już od dawna. Zaczęły się one kilka lat temu. Właśnie przez dyskomfort musiał nieco zmienić sposób lądowania, by nie przeciążać zbytnio kolana. Z kontuzją sięgnął zatem po tytuł mistrza świata. Jak zatem widać, nie przeszkadzało mu to za bardzo, choć co jakiś czas kolano puchło i zaczynało boleć. Żyła mógł jednak skakać, choć czuł dyskomfort. Skakał na oślep. Teraz kończy karierę. Nadaje się ona na filmową historię Piotr Żyła wciąż leczy kontuzję. Wyjaśnił, dlaczego konieczny był zabieg W końcu kolano nie wytrzymało. Potrzebny był zabieg. Żyła wciąż jeszcze przechodzi rehabilitację, ale niebawem ma wrócić do treningów, a pewnie za niespełna miesiąc także na skocznię. Już jest głodny skakania. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Ubył wam ostatnio z kadry 30-latek. Piotr Żyła: - Tak. Słyszałem. Klimuś. To był zawodnik. Ostatnio nie szło mu za bardzo, więc chyba go to trochę już denerwowało. Tobie też ostatnio nie szło? - No też, ale jeszcze jakoś się trzymam. Liczę na to, że mi jeszcze pójdzie. Masz 37 lat, ale pewnie czujesz się na znacznie mniej. - Teraz, jak leczę kolano, to trudno określić. Jest jednak dobrze. I na pewno nie czuję się na swoje lata. Zdrowo się odżywiam i szybko się regeneruję. Potrzebowałeś trochę spokojniejszego czasu po tylu latach na pełnych obrotach? - Zdecydowanie. Taki spokojniejszy czas zaplanowaliśmy już po ostatnim sezonie. I przyznam, że fajnie odpocząłem. Teraz kontuzja dała mi jeszcze dodatkową przerwę od skoków. Nie ukrywam, że już nabrałem apetytu na powrót na skocznię. Mam wielką motywację. Kolano było jedną z przyczyn słabszych skoków w ubiegłym sezonie? - Z tym prawym kolanem miałem problem już od kilku lat. Nawet zmieniałem nieco sposób lądowania, by go zbytnio nie przeciążać. Dałem radę jednak z tym funkcjonować, dlatego nie zajmowałem się nim. Jak przeciążyłem, to bolało przez dwa-trzy tygodnie, ale mogłem skakać. Nie przeszkadzało to na tyle. Potem ból mijał, ale po pewnym czasie znowu wracał. W końcu nie wytrzymało? - Zgadza się. Strzeliło i to porządnie. Było podobnie. Znowu miałem je nieco przeciążone. W czasie urlopu trochę sobie odpuściłem. Odpocząłem. Po powrocie na trening nic nie wskazywało na to, że coś się stanie. Pierwsze zajęcia po urlopie były nie były zbyt forsowne. Na drugim treningu w ostatniej serii na płotku coś strzeliło w kolanie. Przewróciłem się. Ruszałem kolanem i myślałem, że nic wielkiego się nie stało. Dopiero jak wróciłem do domu, to poczułem, że jest inaczej, niż zwykle. Co ci dokładnie dolegało? - To był problem z łąkotką. Ona była posypana w kolanie i jej kawałki się przemieszczały. Przy treningu na płotkach gdzieś tam zablokowało łąkotkę i ona się jeszcze bardziej posypała. Próbowałem jeszcze skakać po tym zdarzeniu, ale było trudno. Nie ze względu na sam ból i opuchliznę, ale ze względu na to, że ciągle coś przeskakiwało w kolanie. Wcześniej też tak miałem, ale to zdarzało się od czasu do czasu. Teraz to było notoryczne. Przez to nie mogłem się skupić na skakaniu, bo ciągle coś strzelało w kolanie. Po jednym-dwóch skokach od razu puchło i zaczynało boleć. Zdecydowaliśmy zatem, że trzeba zrobić zabieg. To była artroskopia. Nie trzeba było nic zszywać, tylko wyczyścić kolano. Kto ci robił zabieg? - Robiłem go w klinice Allmedica w Nowym Targu. Robił go doktor Piotr Ratułowski, a asystował lekarz naszej kadry doktor Aleksander Winiarski. Jestem zadowolony, bo już na drugi dzień po zabiegu mogłem chodzić i kolano od razu lepiej funkcjonowało. Oczywiście to wszystko w środku musiało się zagoić, żeby zacząć rehabilitację. Piotr Żyła: skoki znowu zaczęły mnie cieszyć Trenujesz już? - To jest jeszcze rehabilitacja. Powoli zaczynam już wykonywać lekkie ćwiczenia typowo skokowe, ale do pełnego treningu jeszcze potrzeba czasu. Nie chcę nic przyspieszać. Niech to się wszystko spokojnie wszystko zagoi, bo jeszcze przy pełnym zgięciu czuję dyskomfort. Jest już jednak jakiś wstępny plan. Pewnie za kilka dni wrócę do treningu, ale na powrót na skocznię trzeba będzie jeszcze chwilę poczekać. W lecie pewnie cię już nie zobaczymy, choć może uda się wrócić na mistrzostwa Polski pod koniec października? - Liczyłem na to, że może pojawię się już w Hinzenbach. Myślę jednak, że dopiero w tym czasie wrócę dopiero na skocznię. Myślę, że mistrzostwa Polski to będzie optymalny termin. To byłby mój pierwszy start tego lata, choć to będą już prawie zimowe mistrzostwa. Po ostatnim sezonie wyjaśniłeś sobie pewne sprawy z Thomasem Thurnbichlerem? Po konkursach w Planicy można było odnieść wrażenie, że nie do końca wszyscy ufają planowi Austriaka? - Miałem rozmowę z Thomasem i postanowiliśmy, że będę trenował bardziej indywidualnie. Nie trwało to jednak długo, bo szybko złapałem kontuzję. Przed nią jednak to działało bardzo fajnie. Nabrałem chęci do skakania. Skoki znowu zaczęły mnie cieszyć. Nie mogłem się doczekać kolejnego zgrupowania. Na treningach w końcu zaczęliśmy robić rzeczy, które tak naprawdę są potrzebne. W ubiegłym roku było wiele takich, które były niepotrzebne i tylko nas męczyły. Nie było to przygotowanie stricte pod skoki. Wydaje się, że w ubiegłym roku Thomas nie miał do końca kontroli nad tym wszystkim. Nad planami treningowymi bardziej czuwał Marc Noelke. Po prostu tego wszystkiego było za dużo. W tym roku czuję się zdecydowanie lepiej. Czuć różnicę w przygotowaniach. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport