- Nie spodziewałem się, że będzie tak dobrze. Gdzieś po cichu liczyłem na to, że uda się wskoczyć do dziesiątki, bo wiedziałem, że skaczę dobrze, równo, stabilnie i na wysokim poziomie, ale żeby aż tak, to nie.... Po konkursie w Innsbrucku nachodziły mnie myśli o podium, ale to chyba głównie przez was dziennikarzy, bo żeście tak to nakręcili. Jakoś się udało na szczęście podejść bez emocji do tego ostatniego konkursu i udało się pokazać normalne skoki - skomentował Żyła. Jak przyznał, to jego najlepszy dzień w karierze, mimo że na koncie ma zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata w Oslo w 2013 roku. - Tu mam podwójne podium. Prawie dwa tygodnie równych, bardzo dobrych skoków, to jest coś naprawdę fajnego, bo nigdy coś takiego mi się nie udawało. Do tej pory jak skakałem dobrze, to miałem zawsze problemy ze stabilnością. A tutaj udało mi się do końca opanować swoje emocje i zrobić, co do mnie należało - powiedział. Żyła rewelacyjnie spisał się w ostatnim konkursie w Bischofshofen. Po trzech stacjach TCS był czwarty i trwały analizy, czy uda mu się wskoczyć na podium. W małym austriackim kurorcie zaskoczył wszystkich. W zawodach zajął trzecie miejsce, ale ważniejsze było, że wyprzedził w klasyfikacji Austriaka Stefana Krafta oraz Norwega Daniela Andre Tandego. Nie udało mu się pokonać tylko Stocha. - Teraz już nie wiem, czy się cieszyć, bo chyba to do mnie nie dociera, że tak poszło. Jeszcze nie wiem tak naprawdę, co się stało - przyznał. Trener Stefan Horngacher ocenia jednak, że forma Żyły powinna eksplodować na przełomie lutego i marca w mistrzostwach świata w Lahti. - Jeszcze mam troszkę rezerwy, ale czas pokaże, co z tego będzie. Na razie realizuję dalej to, co mamy do zrobienia. Oby tak było jak trener mówi, ja mu wierzę - zaznaczył. Turniej Czterech Skoczni to jeden z najważniejszych punktów każdego sezonu, tym większy jest sukces Polaków. - Pamiętam zwycięstwo Adama Małysza w tej imprezie. Siedziałem przed telewizorem i to było dla mnie ogromne przeżycie, większe chyba nawet niż mistrzostwa świata czy igrzyska, bo tu przez dłuższy czas trzeba skakać na wysokim poziomie i oddawać długie, równe skoki. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek stanę na podium tej imprezy. Jestem strasznie zaskoczony - powiedział. Teraz czas na świętowanie, ale... - Dostaliśmy po dwa szampany, ale zobaczymy, czy trenerzy nas lampką poczęstują. Może tak... W sumie chyba zasłużyliśmy - ocenił Żyła, który długo nie wiedział, że zajął drugie miejsce. - Po skoku Tandego wiedziałem, że Kamil wygra, ale nie wiedziałem, że ja będę tuż za nim - zaznaczył. Żyła potencjał miał zawsze duży, ale poprzedni trener - Łukasz Kruczek nie potrafił go przekonać do zmiany złych nawyków. Horngacherowi musiał zaufać. - Dużo było zmian w tym roku. Można powiedzieć, że od nowa uczyłem się skoków narciarskich. W pewnym momencie zgłupiałem, bo nie wiedziałem, że skoki tak wyglądają. To było dla mnie trudne przeżycie, bo miałem wypracowaną pozycję dojazdową, mnie to pasowało, odpowiadało i trudno było mi cokolwiek zmienić. Przez całe lato się uczyłem, pracowałem, aż przed zimą ją wypracowałem. Już nie mam z tym problemów - ocenił. Ale to wcale nie było najważniejsze. Jak się okazuje austriacki szkoleniowiec nauczył Żyłę przede wszystkim... cierpliwości. - Chyba się udało. To wychodzi zresztą też przy pokerze, umiem to wykorzystać. Ostatnio mamy właśnie fajną rozgrywkę i tam też trzeba dużo cierpliwości. Staram się to wykorzystywać w innych dziedzinach - przyznał. Po raz pierwszy w historii na podium TCS stanęło dwóch polskich skoczków narciarskich. Na czwartej pozycji rywalizację ukończył Maciej Kot.