Artur Gac, eurosport.interia.pl: Podczas niedawnego Pucharu Świata w Zakopanem miała premierę specjalna nagroda im. patrona Wielkiej Krokwi Stanisława Marusarza, srebrnego medalisty mistrzostw świata z Lahti w 1938 roku. To było spełnienie pana marzeń? Piotr Marusarz, prezes Fundacji Stanisława Marusarza: - Tak jak tonący łapie się brzytwy, tak ja musiałem zrobić coś takiego, żeby wreszcie wysłuchał mnie minister sportu oraz Centralny Ośrodek Sportu. Aby zechcieli mi łaskawie przedłużyć umowę na lokal w pawilonie na Wielkiej Krokwi, gdzie znajduje się muzeum Stanisława Marusarza. To był jeden z celów, niemniej jednak czymś cennym byłoby wręczanie takiej nagrody co roku, ponieważ skocznia nosi imię mojego ojca. Pojawiły się jakieś echa? Pana apel, za sprawą tego gestu, już został wysłuchany? - Proszę pana, przecież ja prawie dwa lata temu wysłałem pismo do pana ministra Witolda Bańki i od tego czasu nie otrzymałem odpowiedzi... A z czym zwrócił się pan w piśmie do ministra? - Z prośbą o prolongowanie umowy na dłuższy czas niż trzy lata. To pozwoliłoby mi zainwestować, aby sala stała się ciekawsza oraz zwrócić się do ministra kultury nie tyle o dotacje pieniężne, ile o wyposażenie pomieszczenia np. w ekrany bezszwowe. Ja naprawdę nie chcę nic za darmo, ani otrzymywać pieniędzy do ręki, tylko chciałbym, aby muzeum nadal funkcjonowało, rozwijało się i było interesujące. Obecna umowa do kiedy obowiązuje? - Jej już nie ma, obecnie dostaję rachunki za bezumowne użytkowanie lokalu. I nie ma z tego tytułu problemów? - Nie. W roku ubiegłym, w tym samym okresie czasie, tylko i wyłącznie dzięki interwencji niektórych mediów dano nam święty spokój. Wcześniej chciano, abyśmy się stamtąd wynieśli. Od tego momentu jest spokój, ale oni wciąż czekają, aż my się wyniesiemy, wiedząc o tym, że mamy związane ręce. W takim sensie, że oficjalnie nie mogę nawet nikogo zatrudnić, bo nie mam umowy na dzierżawę. Kim są "oni"? - Konkretnie mówię o jednej instytucji, bo umowę mogę przedłużyć tylko i wyłącznie z Centralnym Ośrodkiem Sportu, który jest właścicielem obiektu. Po moim piśmie do pana ministra Bańki, ministerstwo zrzuciło tę sprawę na dyrekcję COS w Warszawie, ta z kolei na zakopiański COS. Jaka jest narracja COS-u w Zakopanem? Może ośrodek ma lepszy pomysł na zaaranżowanie tego pomieszczenia? - Nie ma żadnej narracji, dlatego że dyrektor COS w Zakopanem, pan Sebastian Danikiewicz, który został powołany na to stanowisko w połowie 2016 roku, do tej pory nie miał czasu, żeby nas odwiedzić. Jaką powierzchnię ma zajmowany przez fundację lokal? - Dokładnie 104 metry kwadratowe. To pomieszczenie już w projekcie, na etapie powstawania, było przeznaczone na salę muzealną. My, podpisując umowę z przedostatnim dyrektorem, otrzymaliśmy w sumie korzystne warunki. Jakie to warunki? - Potraktowano nas bardzo symbolicznie. Płacimy 100 złotych miesięcznie plus opłaty za media. A teraz chce się od nas 2100 złotych, bo tyle im wychodzi z rachunków. Przy czym należy nadmienić, że 1300 metrów kwadratowych pawilonu na Wielkiej Krokwi stoi puste i bezużyteczne. W związku z tym nie bardzo rozumiem, w czym tkwi problem. Nadal, mimo że umowa dobiegła końca, uiszcza pan symboliczną opłatę? - Płacę tak, jak poprzednio, co w skali roku wynosi trochę ponad 4 tys. złotych. Taką kwotę można znieść, dlatego że fundacja funkcjonuje tylko i wyłącznie z wolnych datków. Nie możemy wprowadzić biletów, ponieważ COS może nam zarzucić, że na nich zarabiamy pieniądze. Początkiem grudnia byłem w Warszawie, gdzie spotkałem się z generalnym dyrektorem COS-u panem Tomaszem Kozińskim i zaproponowałem pewne rozwiązanie. To znaczy jakie? - Aby zakopiański ośrodek podniósł cenę biletów o złotówkę. Z tego niechby COS wziął dla siebie 50 groszy, a druga połowa byłaby przekazana na nasze potrzeby. Wiedząc, że nasza fundacja ma takie cele statutowe, iż nie jest możliwe, by ktokolwiek włożył sobie coś do kieszeni, to wydawało mi się, że to proste rozwiązanie. Niestety COS nie zgadza się na taki pomysł, co dla mnie jest rzeczą niezrozumiałą. Dlaczego pan tego nie rozumie? - Ponieważ na Wielką Krokiew wchodzi około 400 tysięcy osób rocznie, co przyjmując nasze rozwiązanie stanowiłoby kwotę 400 tysięcy złotych. Dla mnie jest rzeczą dziwną, że COS nie chce 200 tys. zł dla siebie. Reasumując, ufundowanie przez pana statuetki nie było celem samym w sobie, lecz dodatkowo chciał pan zwrócić uwagę na losy fundacji? - No właśnie. Miałem okazję być przedstawiony panu ministrowi Bańce, a przy wręczeniu nagród stać obok pana prezydenta Andrzeja Dudy i w ich obecności wręczyć swoją statuetkę. Mam nadzieję, że to mi pomoże, by uzyskać możliwość spotkania się z nimi. Czy w kuluarach zamienił pan "słowo" z głową państwa lub ministrem? - To było niemożliwe, ponieważ na Wielkiej Krokwi znajdujemy się w takiej sytuacji, że jesteśmy otoczeni kibolami. Takimi samymi, jak na meczach piłki nożnej. To jest coś strasznego i niewyobrażalnego.