Młody Austriak, bo tak chyba śmiało można mówić o 33-letnim szkoleniowcu, przejął Biało-Czerwonych w bardzo trudnym momencie. Drużyna była rozbita po słabym sezonie, a do tego odejście poprzedniego trenera - Michala Doleżala - nie zostało początkowo zaakceptowane przez naszych najlepszych zawodników. Na szczęście wszyscy szybko złapali wspólny język, a pierwsze efekty pojawiły się już latem. Bombowy był też początek zimy, bo dwa pierwsze konkursy Pucharu Świata w Wiśle padły łupem Dawida Kubackiego. Dawid Kubacki wyrósł na lidera i zyskał pewność siebie To on - pod wodzą Thomasa Thurnbichlera - wyrósł na lidera tej drużyny. Jest aktualnie najlepszym zawodnikiem Pucharu Świata. W 12 konkursach 10 razy stawał na podium, w tym pięć razy na jego najwyższym stopniu. Kubacki był szykowany do tego, by walczyć o drugiego w karierze Złotego Orła. I tak się stało. Nasz skoczek walczył do końcowy triumf do samego końca, ale tym razem nie było mocnych na Norwega Halvora Egnera Graneruda. To jednak nie powinno zburzyć pewności Kubackiego. Przez pewien czas o końcowy triumf walczył też Piotr Żyła, który mocno nastawiał się na ten turniej. Okazało się jednak, że - jak to określił - źle rozłożył siły. Odrodzenie Kamila Stocha Za to znakomity finisz miał Kamil Stoch, który omal nie wskoczył na podium. To było wielkie odrodzenie "Rakiety z Zębu". Z trójki naszych znakomitych skoczków, to on właśnie może czuć się największym wygranym tego turnieju. W klasyfikacji generalnej zajął piąte miejsce, zaraz za Żyłą. Przede wszystkim jednak - po wielu miesiącach przerwy - pokazywał skoki, z jakich znamy tego wielkiego mistrza. Stoch wciąż popełnia błędy, ale mimo tego lata daleko. Nawet mocno spóźnione skoki nie są dla niego problemem. To jest zwiastun tego, że wraca do wielkie formy. - Kamil jest bardzo blisko podium. Robi błędy, a mimo to wciąż jest blisko czołowej trójki. I to warto podkreślić, bo w tym sezonie było tak, że po błędach nie uzyskiwał awansu do serii finałowej. Jest pewny siebie. Jestem pewien, że Kamil będzie miał świetną końcówkę sezonu - mówił Thurnbichler. Stoch mu tylko wtórował: - To fundament, z którego będę czerpał w drugiej części sezonu. Przed nami jest jeszcze bardzo dużo konkursów, a także mnóstwo długich wyjazdów, gdzie trzeba będzie mieć bardzo dużo siły i wszystko doskonale poukładane w głowie. Przy tych wszystkich wielkich mistrzach rośnie też Paweł Wąsek. To o nim mówi Austriak, jako o przyszłości polskich skoków. Zresztą tak samo o skoczku w Ustroniu wypowiada się Andreas Goldberger, dwukrotny triumfator Turnieju Czterech Skoczni. Co z zapleczem? Prezes PZN reaguje Thurnbichler nie boi się postawić na młodych. Przykładem mogą być Kacper Juroszek latem czy Jan Habdas. Ten ostatni zaliczył nawet pełny start w Turnieju Czterech Skoczni. Wygląda na to, że przed mistrzostwami świata w narciarstwie klasycznym, jakie odbywać się będą na przełomie lutego i marca w Planicy, wszystko idzie w dobrym kierunku. Mimo że Thurnbichler stawia na młodych, to jednak wciąż brakuje nam dopływu świeżej krwi do kadry. Po słabszych występach Stefana Huli i Habdasa w niemieckiej części Turnieju Czterech Skoczni nie było nawet możliwości dokonania zmiany, bo Austriak przyznał, że nie ma na kogo. Oby tylko w Polskim Związku Narciarskim nie popełniono znowu błędu z czasów Stefana Horngachera, kiedy to liczyła się tylko kadra A. Adam Małysz, prezes PZN, zapytany o to, czy słowa Thurnbichlera uderzają trochę w Macieja Maciusiaka, który jako trener kadry B powinien podnosić poziom zaplecza, odparł: - Trener Thurnbichler i Maciej Maciusiak dobrze współpracują. Obie te kadry idą jednak na co dzień innym trybem. I to może jest trochę błąd. Wszystkie nasze kadry powinny iść chyba w jednym kierunku. Rozmawialiśmy już na ten temat z Thomasem. Z Maćkiem też będzie rozmowa na ten temat. Psychologiczna wojna trwa Polacy solidnie - w porównaniu do poprzedniego sezonu - przepracowali temat sprzętu. Nie ma już problemu z kombinezonami, jaki był ubiegłej zimy. Do tego można odnieść wrażenie, że to z polskiej, ale też ze słoweńskiej strony, wychodzą sygnały, które świadczą o tym, że obie ekipy dobrze czują się w psychologicznej wojnie. Wypłynął temat wiązań i od razu sprawdzono Norwegów, u których jednak nic nie znaleziono. Za moment to połowa polskiego składu w Turnieju Czterech Skoczni szła do kontroli, bo pojawił się temat zbyt obszernego kroku u naszych zawodników. Zabawa trwa i tak będzie aż do mistrzostw świata. Tymczasem z gry odpadają pierwsze ekipy. Mam w tym wypadku na myśli Niemców. Stefan Horngacher, były trener Polaków, który obecnie prowadzi drużynę naszych zachodnich sąsiadów, otwarcie przyznał, że jego ekipa jest daleko za najlepszymi.