Dawid Kubacki był jedynym, który zakwalifikował się do serii finałowej sobotniego konkursu Pucharu Świata w skokach narciarskich w fińskiej Ruce. Ale jego występ i tak był daleki od oczekiwań i przede wszystkim daleki od tego, na co stać skoczka. Zajął 21. miejsce, które - jak wspomniał w rozmowie z Interią Sport - niezupełnie go satysfakcjonuje. Zdaje się, że teraz będzie już tylko lepiej, choć nie ukrywa, że nadal mierzy się ze skutkami niedawnej infekcji. "Nie ukrywam, że po chorobie w ostatnim tygodniu czuję brak energii. Mam jej trochę, ale nie jest to wystarczająco dużo do tego, by noga dobrze pracowała. Odpuściłem kilka treningów na skoczni, więc nie miałem też okazji popracować tak bardzo nad techniką w ostatnim czasie. W piątek przesadziłem z aktywnością w pozycji dojazdowej. W przejściu nie dałem jej utrzymać, bo inaczej wylądowałbym na nosie. Organizm wtedy się sam bronił i wycofywał. Z tego trudno było pchać. I to poprawiłem w sobotę. Noga też lepiej pracowała. Jeszcze nie na tyle dobrze, żeby skok zacząć fajnie od samej nogi" - przekonywał. Jest zadowolony, że w ogóle może skakać, bo przecież jeszcze kilka miesięcy temu kontynuacja kariery wcale nie była taka pewna. Żona Marta miała poważne problemy kardiologiczne, jej stan był ciężki. Dziś jest już lepiej, ale o takich przejściach i emocjach trudno całkiem zapomnieć, co Kubacki sygnalizuje przed kamerą "Dzień dobry TVN". Sensacyjna decyzja Horngachera, a Niemiec kpi z kolegi. Do sieci trafiło kuriozalne ogłoszenie Dawid Kubacki o walce żony o życie: "Nie życzę nikomu takich przemyśleń" Dawid Kubacki wyjaśnił, że na co dzień nie wraca pamięcią do trudnych chwil, bo nie było to przecież miłe doświadczenie. "Nie miałem pojęcia, co się będzie działo. Miałem szczątkowe informacje. Lekarze potrzebują trochę czasu, na to, by postawić diagnozę. Trzeba było czekać. Wiedziałem tylko, jak źle jest" - wspomniał. W jego ocenie powrót żony do życia i zdrowia to "cud wykonany rękami lekarzy". "To była ich heroiczna praca, żeby ją przy tym życiu utrzymać i później wyprowadzić do tego, co jest teraz" - objaśnił. I podzielił się dramatyczną myślą, która zakiełkowała w jego głowie, gdy sytuacja była jeszcze bardzo niepewna. Teraz Marta Kubacka żyje z rozrusznikiem serca, co gwarantuje dość normalną codzienność, choć wiąże się też z pewnymi ograniczeniami. Jakimi? "Spawać jej tylko nie wolno. Jakby chciała zrobić kurs spawacza, to nie za bardzo, bo samo to urządzenie ma ograniczenie, niezbyt dobrze działa pole magnetyczne w wysokiej częstotliwości na to" - wytłumaczył skoczek. Dodał, że uważać należy również na mikrofalówkę i płytę indukcyjną. A co jest najważniejsze? "Ale poza tym żyć normalnie. Takie jest też zalecenie lekarzy, więc żyjmy normalnie" - podsumował Dawid Kubacki. Takiej burzy w skokach nie było. Piotr Żyła i spółka nie zamierzają milczeć, ale decyzja zapadła