Ukochana dyscyplina zimowa milionów Polaków nie przeżywa obecnie najlepszych chwil. Wystarczy tylko spojrzeć na wygląd trybun podczas dwóch pierwszych weekendów Pucharu Świata 2024/25. Kibice są znudzeni obecnym formatem zawodów. Ponadto narzekają na dominację tych samych nacji. Spektakularne niespodzianki w trakcie ostatnich kilkudziesięciu miesięcy można zliczyć na palcach jednej ręki. Nie ma co kryć, ten ekstremalny sport od jakiegoś czasu zmierza po prostu donikąd. Co najważniejsze, świadomi problemu są działacze, którzy już nie tylko mówią, ale i przystępują do działania. Zaangażowany jest zwłaszcza Sandro Pertile, a więc człowiek stojący na czele Pucharu Świata. Włoch pochwalił się większymi konkretami. O sprawie poinformowała oficjalna strona TVP Sport. Kibice, dzięki artykułowi autorstwa Michała Chmielewskiego, dowiedzieli się o jakich dokładnie zmianach mowa. A będzie ich naprawdę sporo. W niedalekiej przyszłości następcy Waltera Hofera marzy się zmniejszenie liczby uczestników biorących udział w głównym konkursie z pięćdziesięciu do czterdziestu. W grę wchodzi nawet trzydziestka skoczków. Ma to na celu przede wszystkim skrócenie zawodów i zapewnienie kibicom ciekawszej rozrywki. Im mniej zawodników kwalifikowałoby się do pierwszej serii, tym większy byłby jej poziom. Polacy mogą mieć problem. Ta zmiana nie wróży im niczego dobrego Kwalifikacje również zostaną nieco zmodyfikowane. "W końcu mają być o coś - np. dodatek punktowy do rankingu czy, jak wielu proponuje, rozstawienie na liście 1. serii konkursowej" - melduje dziennikarz publicznego nadawcy. Trzecia zmiana uderzy w potęgi, w tym między innymi Polaków. Chodzi o ograniczenie kwot startowych. Dlaczego? Wzrost prestiżu znajdującego się na uboczu Pucharu Kontynentalnego. Sandro Pertile i jego ludzie chcą także przyjrzeć się formatowi weekendu. W grę wchodzi rezygnacja z serii próbnej przed konkursem. Przemeblowanie ma przejść również kalendarz. "Jednym z kandydatów do wejścia do PŚ są Chiny. Otwarte zostaje też pytanie o hybrydowy, jesienny period PŚ - z lodowymi torami i lądowaniem na igelicie" - czytamy na łamach "sport.tvp.pl". Na papierze wygląda to wszystko bardzo ciekawie. Potrzeba jednak mnóstwo czasu zanim powyższe plany się zrealizują. Wydaje się, że obecnie najbliżej jest do hybrydowych zmagań. Już niewiele brakowało do tego, by na igielicie skoczkowie rywalizowali podczas zawodów w Wiśle. Na szczęście Polacy wyszli obronną ręką z trudnej sytuacji.