Jan Habdas przyszedł zapłakany do dziennikarzy w Oberstdorfie. 19-latek mówił o wstydzie. Tak bardzo zależało mu na tym, by się pokazać. - Jasiu był zawsze impulsywny, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Był ciągle w ruchu. Energia aż go rozpierała. Uczymy go kultury i wpajamy mu, żeby o każdym mówił pozytywnie, a jeśli miałby mówić źle, to lepiej, żeby się w ogóle nie wypowiadał - powiedział ojciec Habdasa. Były łzy i wstyd. Dostał zakaz Trenerzy, jak przystało na fachowców, zareagowali wówczas błyskawicznie. Młody skoczek dostał zakaz rozmów z mediami. - Podłamałem się w pewnym momencie. To było dla mnie trudne. Potem jednak zrozumiałem, że przyjechałem na ten turniej zbierać doświadczenie - mówił. Kiedy zapytałem pana Michała, czy syn w tych trudnych chwilach dzwonił do domu, odparł: - Kiedy Jasiowi nie idzie, to wtedy mało kontaktuje się z nami rodzicami. Ma do tego odpowiednich ludzi w kadrze, którzy z nim rozmawiają. To są fachowcy, którzy potrafią pomóc sportowcom. My rodzice wszystko, co się dzieje wokół dziecka, które jest sportowcem, przeżywamy na swój sposób. Trzeba poczekać, aż w trudnych sytuacjach się otworzą i dopiero wtedy można im pomóc. Solidna praca z trenerem Maciusiakiem dała efekty Wystarczyło kilka dni i Habdas wrócił na dobre tory. Na jego twarzy znowu zagościł uśmiech, bo w Zakopanem zdobył swoje pierwsze w karierze punkty Pucharu Świata w skokach narciarskich. - To jeden z tych skoczków, którzy będą stanowić o przyszłości polskich skoków - mówił Thomas Thurnbichler, trener polskiej kadry, po konkursie na Wielkiej Krokwi. To mocno podbudowało go przed mistrzostwami świata juniorów. Ten ostatni czas solidnie przepracował z trenerem Maciejem Maciusiakiem. I to przyniosło efekty. Habdas został brązowym medalistą mistrzostw świata juniorów. Perełka, która dorastała w spokoju. Mały gest wielkiego trenera, który wiele znaczył O tym, że to będzie perełka, wiedzieli w Polskim Związku Narciarskim już prawie siedem lat temu. Wokół niego nie było szumu, jak kiedyś w przypadku Klemensa Murańki. Dorastał zatem w spokoju. - Lepiej w spokoju przygotowywać młodych sportowców niż wystawiać ich na medialny ostrzał - zauważył Michał Habdas. Habdas pierwsze kroki stawiał w narciarstwie alpejskim. Wybrał jednak skoki. Tymi zajął się w 2014 roku. Jego pierwszym trenerem był Jarosław Konior. Ten sam, u którego zaczynał Jakub Wolny, późniejszy mistrz świata juniorów. W 2015 roku Habdas odniósł pierwszy sukces. Wygrał zawody FIS Schueler Grand Prix w Ruhpolding, które są uznawane za nieoficjalne mistrzostwa świata dzieci w skokach narciarskich na igelicie. Szybko wpadł w oko fachowcom. Co jakiś czas do Szczyrku przyjeżdżał słynny trener Hannu Lepistoe. Fin, który w przeszłości pracował z Mattim Nykaenenem czy Adamem Małyszem, był zauroczony 12-latkiem. Przy okazji podsumowania zawodów nazywanych wówczas Lotos Cup (obecnie Orlen Cup), wybrał właśnie Habdasa do nagrody dla utalentowanego zawodnika. Młody polski skoczek otrzymał wówczas nagrodę w wysokości 100 euro. Jak się okazało, mały gest wiele znaczył dla ówczesnego 12-latka. - To wyróżnienie otrzymane wówczas z rąk tak znakomitego trenera do dzisiaj jest czymś wyjątkowym. Jasiu dostał wówczas 100 euro, ale też czapeczkę z Lahti. Zresztą ona zajmuje specjalne miejsce w jego pokoju. Jasiu był wówczas dzieciakiem. Miał 12 lat, ale to był impuls w dynamice jego rozwoju - przyznał pan Michał. - Widziałem Jasia na skoczni i ten chłopak nie powinien umieć tego, co już potrafi. On po prostu ma to w sobie i dlatego umie tak skakać, a nie dlatego, że się nauczył. To jest talent pokroju Kamila Stocha czy Adama Małysza - mówił wówczas Apoloniusz Tajner, ówczesny prezes Polskiego Związku Narciarskiego. Potężne odbicie Kiedyś uciąłem sobie pogawędkę o młodych polskich skoczkach z Piotrem Fijasem. Były skoczek, a obecnie trener, ma doskonałe czucie. Poznaje się na zawodnikach, jak mało kto. I kiedyś wspominał mi o tym, że Habdas ma potężne odbicie. Nawet lepsze niż Piotr Żyła, który w tym elemencie uchodzi za wzór. O tym samym mówił w rozmowie ze mną Adam Małysz, prezes PZN, który jednak przyznał, że przez to potężne odbicie Habdas musi bardziej pracować nad techniką, by wykorzystać niesamowity potencjał, jaki w nim drzemie. Bywało jednak, że Habdasowi nie szło na skoczni. On sam opowiadał o tym, że miał chwile załamania. Do tego w pewnym momencie mocno wystrzelił w górę. To przełożyło się na problemy z kolanami. Był jednak umiejętnie prowadzony przez trenerów i wystrzelił w odpowiednim czasie. Habdas pochodzi z usportowionej rodziny. Jego brat - Piotr - za kilka dni zadebiutuje w mistrzostwach świata w narciarstwie alpejskim. Już teraz jest w gronie 150 najlepszych slalomistów świata.