Dla kogoś, kto śledził skoki narciarskie od lat zaskoczenie było mniejsze, chociaż i tak spore. Wszak Adam Małysz nie objawił się światu nagle 1 stycznia 2001 roku. Skakał od zimy 1994/1995, kiedy postanowił rzucić kombinację norweską, dać sobie spokój z bieganiem na nartach i poświęcić się tylko skokom. 9 grudnia 1994 roku Adam Małysz zadebiutował na skoczni w Planicy. Był zupełnym tłem, marginesem zawodów. Zajął 55. miejsce. Wygrywał wtedy Kazuyoshi Funaki przed Andreasem Goldbergerem i Janne Ahonenem. CZYTAJ TAKŻE: Małyszomania - sportowy odlot całej Polski Niezwykła historia, bowiem po latach Andreas Goldberger opowiadał, że gdy około 1995 roku miał duży spadek formy i ochoty na skakanie, przyszedł do niego trener Edi Federer, jego menedżer. - Andreas, możesz jeszcze wiele osiągnąć, tylko musisz się zebrać w sobie - powiedział. Austriacki skoczek miał wówczas odpowiedzieć: - Człowieku, daj sobie spokój. Ja już swoje zrobiłem. Chcesz mieć kogoś, komu zależy, ma potencjał i może coś osiągnąć? Zobacz na tego Polaka! Zobacz jak zasuwa, ja już nie mam siły. Powiedzieć w 1995 roku, że jakiś polski skoczek ma potencjał i może wiele w świecie zdziałać, było wielką ekstrawagancją. A jednak Edi Federer posłuchał Goldbergera i wkrótce zaczął prowadzić karierę Adama Małysza. To dlatego Andreas Goldberger do dzisiaj uważa, że to on odkrył polskiego mistrza. Adam Małysz na podium w Bischofshofen W 1997 roku Adam Małysz stanął już na podium Konkursu Turnieju Czterech Skoczni w Bischofshofen. Była to sensacja tak wielka, że wiele osób zawaliło swe plany, by obejrzeć konkurs do końca - jak chociażby autor tego tekstu. Nie poszedłem wtedy na zajęcia na wydziale prawa, choć stałem już w drzwiach w kurtce. Adam Małysz po raz pierwszy zatrzymał wtedy Polskę. Wydawało się jednak, że jednorazowo. Polskie skoki nie liczyły się w świecie od lat i jeden - nomen omen - wyskok Adama Małysza zdawał się tego nie zmieniać na trwałe, zwłaszcza że w kolejnych latach nadal zajmował on odległe lokaty. Co więcej, także pod koniec 2000 roku plasował się daleko, chociaż uważni dostrzegli pewne zwiastuny, jak chociażby wygrane kwalifikacje konkursu w Kuopio, po których zdyskwalifikowano go za nieprzepisowe narty. Adam Małysz wyskoczył w Nowy Rok Znaki - znakami, ale Adam Małysz stał się symbolem zmian w polskim sporcie także dlatego, że wskoczył na trwałe do światowej czołówki właśnie w pierwszych godzinach nowego tysiąclecia. Jakby sam był nowym otwarciem, nowym rozdaniem w dziejach polskiego postrzegania sportu i narodowych sukcesów. Owszem, 29 grudnia 2000 roku w Oberstdorfie był czwarty, ale to noworoczny konkurs w Garmisch-Partenkirchen okazał się przełomem. Tam Polak zajął trzecie miejsce po pasjonującej walce, po czym dwa kolejne konkursy Turnieju Czterech Skoczni wygrał. Zaczęło się szaleństwo. Od tej pory Adam Małysz miał być w nowym stuleciu stałym gościem w polskich domach - do niedzielnego obiadu, do noworocznego odpoczynku, do podniesienia samopoczucia. Emocje, docenienie, stała obecność w popkulturze i polskiej świadomości, nawet memy i żarciki. - Popatrz, Benedykt XVI. - A Małysz który? - ten dowcip funkcjonował znacznie wcześniej niż zaczęto go wiązać z Robertem Kubicą. Podobnie jak powszechne stwierdzenie: - Skoki się zaczęły. - Zawołajcie mnie na Małysza. Adam Małysz stał się częścią pewnego rytuału, jaki odbywał się w polskich domach. Stał się częścią weekendu i gościem pojawiającym się w domach. Przychodził na obiad, przynosił nowy, nieznany dotąd powiew i atrakcji. Przesunął skoki narciarskie z grona sportów ciekawostkowych do wydarzeń rangi narodowej, które obchodziły ludzi. Najbardziej spektakularne były pojedynki Adama Małysza ze skoczkami niemieckimi - Martinem Schmittem czy Svenem Hannawaldem. Pierwszego Polak pobił w Pucharze Świata 2000/2011, drugiego - w kolejnych dwóch. Szczególnie rywalizacja ze Svenem Hannawaldem nabrała wymiaru ponad sportowego, gdy po obrzucaniu śnieżkami Niemca podczas zawodów w Zakopanem i Harrachovie. Głos zabrał wtedy sam Małysz. Zaapelował do kibiców, by szanowali rywala z Niemiec i ci go posłuchali. W sprawie pojednania polsko-niemieckiego zrobił więcej niż niejeden polityk. Adam Małysz z rekordami oglądalności Jedynie mecze Euro 2012 przeciwko Grecji (mecz otwarcia) i Rosji (drugi mecz grupowy) dorównują skokom Adama Małysza pod względem telewizyjnej oglądalności. W szczytowym momencie mecz z Grekami oglądało 15,5 mln widzów. Dla porównania - w przypadku najchętniej oglądanego starcia Polaków z Argentyną na ostatnim mundialu było to 14,3 mln ludzi. Kiedy jednak zliczymy ludzi, którzy oglądali zawody choćby przez minutę, wówczas skoki Adama Małysza podczas igrzysk w Salt Lake City w 2002 roku pozostają wciąż poza zasięgiem - je oglądało na tej zasadzie przeszło 20,5 mln osób. To jest niewyobrażalna widownia.