Polska na przełomie wieków nie była wymarzonym środowiskiem dla sportowców. W zasadzie tyczyło się to każdej dyscypliny, a już zwłaszcza tych niszowych. Infrastruktury i sponsorów brakowało, a związki były skostniałe, przeżarte rutyną i przepełnione działaczami z bujną przeszłością. W takich okolicznościach objawił się światu wąsaty dekarz, który wyrósł na jedną z największych gwiazd sportów zimowych. Adam Małysz urodził się dla skoków narciarskich. Był fenomenem, a do dziś pozostaje punktem odniesienia - i to pomimo tego, że akurat ta dyscyplina zmienia się, dzięki postępowi technicznemu, w niebywałym wręcz tempie. Sport na najwyższym poziomie to jednak znacznie więcej niż sam talent, podparty pracą. To również punkt styku biznesu i polityki, a co za tym idzie - ogromnych pieniędzy. Trudno jest zachować w takim ekosystemie chłodną głowę i trzeźwy osąd. Trzeba grać według twardych reguł, których przecież nikt nikomu nie wyjaśnia. I właśnie po to wymyślono instytucję menedżera. Polski Związek Narciarski, z Adamem Małyszem na czele, miał szczęście. Trafił na absolutną legendę w tym fachu - Ediego Federera. Skoki narciarskie: Edi Federer wprowadził PZN na inny poziom Edi Federer był skoczkiem narciarskim. W 1975 roku zajął nawet drugie miejsce podczas Turnieju Czterech Skoczni. Jego kariera sportowa nie może się jednak równać z tym, co osiągnął jako agent. Kamieniem milowym w działalności Federera była współpraca z Andreasem Goldbergerem - swego czasu jedną z największych gwiazd skoków narciarskich. W latach 90. ze znanym menedżerem skontaktował się czeski trener polskich skoczków, Pavel Mikeska. Szkoleniowiec doskonale wiedział, że niezależnie od tego, jak wiele pasji i trudu włoży w pracę, pewnych kwestii nie przeskoczy. Finanse i organizacja - to w Polskim Związku Narciarskim kulało. Federer, niczym szefowie kuchni w popularnych programach telewizyjnych, miał przeprowadzić rewolucję i stworzyć warunki do rozwoju. Początkowo odrzucił prośbę, ale w końcu się zgodził. Nie z potrzeby serca, lecz za sprawą chłodnej kalkulacji i sugestii Goldbergera, który dostrzegł w Adamie Małyszu niezwykły potencjał. Zaczęło się od drobnej pomocy. Austriak zapewnił związkowi kombinezony i dwa używane auta. Ich stan daleko odbiegał od idealnego, ale wówczas jawiły się one działaczom i zawodnikom jako powiew europejskości. Bo to właśnie obiecał agent - miał przeprowadzić PZN z postpeerelowskiego marazmu do światowych standardów. Federer nie był łatwym człowiekiem we współpracy. Ścierał się z zarządem, groził odejściem, twardo negocjował stawki. Apoloniusz Tajner powiedział kiedyś, że najlepiej na tych wszystkich interesach wychodził sam agent. Pewnie tak, ale wielką niesprawiedliwością byłoby napisać, że nie dbał o swojego klienta. Robił to najlepiej, jak tylko potrafił, bo wiedział, że znalazł kurę znoszącą złote jajka. Kurę o imieniu Adam. Adam Małysz zyskał wiele dzięki współpracy z Federerem Chcąc nie chcąc musiał dogadywać się jakoś z Polskim Związkiem Narciarskim, aby nie stracić z radarów Małysza. Pozyskiwał więc reklamodawców, coraz mocniej wypełniając kombinezony skoczków kolejnymi logotypami. Federacja w końcu zaczęła zarabiać i profesjonalizować się. Również dzięki wstawiennictwu Federera Wisła stała się organizatorem konkursów Pucharu Świata. Sam Małysz wszedł z kolei na zupełnie inny poziom rozpoznawalności. Austriak pilnował jego wizerunku jak najcenniejszego skarbu i momentalnie interweniował, kiedy ktoś pozwolił sobie na zbyt wiele. Na przykład pewne czeskie przedsiębiorstwo, które zaczęło produkować wódkę Małyszówkę, nie mając praw do personaliów skoczka. Proceder szybko ukrócono. Federer bardzo chętnie udzielał natomiast licencji producentom szalików, kubków czy flag. Innym razem wywalczył z kolei w Poczcie Polskiej emisję znaczków okolicznościowych z wizerunkiem Małysza. To był oczywiście strzał w dziesiątkę - stały się one jednymi z najchętniej kupowanych w historii. Popisowy numer Federera wydarzył się 4 stycznia 2001 roku. Małysz zdeklasował właśnie konkurencję i wygrał Turniej Czterech Skoczni. Krótko przed zawodami Polak podpisał kontrakt z Red Bullem - wszystkim w związku zaświeciły się oczy, kiedy zobaczyli sumy na umowie. Tymczasem austriacki menedżer wziął dokument, podszedł do szefa koncernu produkującego napoje energetyczne i teatralnie go podarł. Jak wyjaśnił - po tak wielkim sukcesie Małysz zasługiwał na znacznie lepsze warunki. Umowa została więc skonstruowana ponownie, a emerytowany już skoczek do dziś nie rozstaje się w sytuacjach publicznych z czapką z dwoma bykami. Edi Federer zmarł przedwcześnie Federer rozstał się z Polskim Związkiem Narciarskim w 2005 roku. Pozostał jednak w ścisłych relacjach biznesowych z Małyszem. Z czasem panowie nawiązali także więź przyjacielską. Ich znajomość przerwała przedwczesna śmierć Austriaka w 2012 roku. Dwa lata wcześniej Federer zachorował na tajemniczą chorobę układu nerwowego, która odebrała mu siły. Jego mięśnie zwiotczały, a ostatnie dwa lata życia spędził niemal wyłącznie w łóżku. Goldberger powiedział po śmierci swojego rodaka, że choroba była dla niego jak więzienie. - Teraz jest mu lepiej - przyznał na łamach Sport.pl. Edi Federer miał zaledwie 57 lat. Jakub Żelepień, Interia