Nowy dyrektor PZN zaczyna pracę. "Ci, którzy tego nie szanują, nie powinni być w naszym środowisku"
- Chcę budować zasady i będę stał na straży ich przestrzegania. Chciałbym, by ludzie zrozumieli, że możemy naprawdę dużo, ale musimy być jednością. Tylko taka droga doprowadzi nas do sukcesów - powiedział Kamil Fundanicz, który został nowym dyrektorem sportowym Polskiego Związku Narciarskiego, w rozmowie z Interia Sport. Pracę na tym stanowisku rozpocznie od 1 listopada.

W skrócie
- Kamil Fundanicz obejmuje stanowisko dyrektora sportowego PZN, stawiając na jasne zasady i jedność w środowisku sportowym.
- Nowy dyrektor zapowiada współpracę wszystkich dyscyplin i podkreśla wagę profesjonalizmu oraz rozwoju.
- Podczas wywiadu Fundanicz odnosi się do krytyki ze strony środowiska oraz wyraża przekonanie, że szacunek i ciężka praca są kluczowe.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Tomasz Kalemba, Interia Sport: Podjąłeś się trudnego wyzwania? W Polskim Związku Narciarskim jesteśmy świadkami kolejnej rewolucji, a w zasadzie powrotu do tego, co było kiedyś. Znikają menedżerowie poszczególnych dyscyplin. Z ich grona ostałeś się tylko ty. Teraz pieczę nad wszystkim będzie trzymał dyrektor sportowy, a na tego zarząd Polskiego Związku Narciarskiego wybrał właśnie ciebie. To jest największe wyzwanie zawodowe w twoim życiu?
Kamil Fundanicz: - Może nie najlepiej to zabrzmi, ale długo pracuję w Polskim Związku Narciarskim i myślę, że to nie jest moje największe wyzwanie. To słowo ponadto jest nacechowane emocjami, których nie czuję. Nie towarzyszy mi większa presja związana z nowym stanowiskiem. Mam szeroką perspektywę tego, co dzieje się w związku i duże wsparcie współpracowników, co jest dla mnie bardzo ważne. Wyzwaniem będzie działanie na zasadach partnerskich w całym środowisku i wspólna praca nad wzmocnieniem autorytetu organizacji. To nie sprint - trzeba dobrze rozłożyć siły i powściągnąć czasem emocje, żeby niepotrzebnie nie drenować energii do pracy.
Nawiązując do tego, że jako jedyny ostałem się z grona menedżerów - zawdzięczam to chyba głównie doświadczeniu zdobytemu w PZN. Pewne rzeczy mnie nie zaskoczyły. Znałem środowisko, wiedziałem, co mnie czeka i na wiele rzeczy byłem po prostu przygotowany. Jeśli bierze się za coś odpowiedzialność, nie można w połowie rezygnować. Cierpliwość to ważna cecha w sporcie.
Rewolucja w Polskim Związku Narciarskim. Wizjoner nowym dyrektorem, jego pomysł już wykorzystała FIS
Kamil Fundanicz - marzyciel i wizjoner z bieszczadzką duszą
Prezesem PZN jest wybitny w przeszłości skoczek narciarski. Dyrektorem sportowym w związku został człowiek związany z biegami narciarskimi. Kombinacja norweska zatem musi nam wyjść.
- Bardzo chciałbym, żeby wszystkie dyscypliny wychodziły. Przepis na sukces jednak nie jest taki prosty, ale mam nadzieję, że z tego "dodawania" z twojego pytania będą jakieś wyniki. Nie jestem ekspertem we wszystkich dyscyplinach, nie aspiruję do tego, ale chciałbym rozumieć potrzeby snowboardzistów, skoczków i ich sztabów na równi z biegaczami, czy alpejczykami. Tak jak wspomniałem, moją ambicją jest współpraca i dialog, działanie w jednym kierunku. Nie boję się odpowiedzialności. Jestem świadomy tego, że muszę nadrobić pewne techniczne braki, często ostatnio wychodzę ze swojej strefy komfortu, ale to jedyny sposób na rozwój. Daje mi to też dużego motywacyjnego kopa i wiele satysfakcji. O swoich zadaniach mogę mówić w ujęciu globalnym. Szczególnie zależy mi na profesjonalnej pracy, zgranych, wspierających się zespołach i istotnych aspektach dla budowania silnych dyscyplin, z pewnością razem opracujemy klarowne plany działania, oparte o sportowe wartości takie jak: pracowitość, jakość, zaufanie, wysoką kulturę pracy, pozytywną atmosferę, szacunek i dialog. Tam, gdzie brakuje tych składowych, pojawiają się negatywne emocje i wątpliwości, a to nigdy nie działa.
Pytałem ludzi z PZN, by określili cię jednym słowem. Najczęściej słyszałem: profesjonalista i wizjoner. Ale dodawano też, że masz w sobie dużo bieszczadzkiej duszy.
- Miło to słyszeć. Chciałbym, żeby było w nas, ludziach sportu więcej życzliwości i dobrej energii. Pochodzę z Ustrzyk Dolnych, a to w świadomości rodaków koniec świata, ale jak widać, nie przekreśla możliwości rozwoju. Sport, do którego miłość zaszczepił we mnie tata, nauczył mnie nie poddawać się i walczyć do końca. Jest we mnie też nutka marzyciela - kogoś, kto nie boi się mówić o dużych rzeczach. Może właśnie z tej bieszczadzkiej duszy biorą się moje marzenia i wizja pracy. Wśród trenerów dostrzegam podobne charaktery. Mam nadzieję, że nasze ambicje i doświadczenia będą szły w parze.
Nie wszystkim spodobał się wybór nowego dyrektora sportowego PZN. "Zamiast narzekać, lepiej brać się do roboty"
Części środowiska biegów narciarskich nie spodobał się wybór ciebie na dyrektora sportowego PZN.
- Potrafię przyjąć krytykę, ale tę konstruktywną, opartą na faktach. Zawsze zapraszam do merytorycznego dialogu, nie uciekam od pytań, ale nie chciałbym słuchać malkontentów, bo taka postawa niczemu nie służy i nie prowadzi do lepszych wyników. Zmiany są niełatwe, ale są potrzebne. Kilka takich w biegach narciarskich wprowadziliśmy. To naturalne, że nie wszystkim się spodobały, ale mam poczucie, że w zasadzie w każdym obszarze idziemy do przodu. Brakowało nam przykładowo kontroli nad procesem szkolenia, żeby go świadomiej prowadzić i diagnozować. Wiedzieliśmy, że nie wszyscy się z nami zgodzą i że to spowolni proces. A mamy w tym sporo merytoryki. Organizujemy kursokonferencje szkoleniowe z topowymi trenerami, podsumowania, spotkania edukacyjne dla zawodników, dla rodziców, prowadzimy ewidencję obciążeń, mamy analizy procesu treningowego, karty rozwoju - takie sportowe portfolio, mamy specjalistów monitorujących i wspomagających ten proces - trenera Martina Perssona, panią psycholog, dietetyk, lekarzy, pakiety testów i badań. Jeśli ktoś w tym wszystkim nie uczestniczy w całości i ma uprzedzenia, to na jakiej podstawie to ocenia? Uważam, że zamiast narzekać lepiej zakasać rękawy i brać się do roboty.
FIS doceniła cię, wprowadzając do programu Tour de Ski rywalizację będącą twoim pomysłem - połączenie sprintów, biegów interwałowych i biegu masowego.
- Tak, czuję satysfakcję, że FIS podchwyciła mój pomysł. Oficjalnie zgłosili go jednak Szwajcarzy, ale z szacunku wyróżnili również Polskę. Stało się tak, bo propagowałem w różnych miejscach ten format. Konsultowałem to z różnymi teamami w czasie mistrzostw świata w Trondheim. Po Kongresie FIS rozmawiałem o nim między innymi właśnie ze Szwajcarem Juergiem Capolem (szefem Tour de Ski), który pogratulował nam kreatywności. W Polsce wprowadziliśmy go już w 2022 roku. Ostatecznie będzie miał nieco inną formułę niż zaproponowana przeze mnie - zmieni się ilość fal i rodzaj losowania. Gdybyśmy to oficjalnie zgłosili jako polska delegacja, być może udałoby się przenieść ten pomysł na międzynarodowy grunt bez zmian. Nie mam z tym problemu - to nowość, na pewno poddana będzie ewaluacji i być może wrócimy do mojej pierwotnej propozycji. Ubolewam jednak, że często w siebie nie wierzymy. To również pokazuje problemy w naszym środowisku - jakie kompleksy mamy i co musimy zmienić. Dla mnie to jednak świetna nauka, jak działa FIS i jak ważne są formalne projekty.
Na koniec wróćmy do twojej kariery zawodniczej. Nigdy nie wystąpiłeś w Pucharze Świata, choć zapowiadałeś się dobrze. Dość szybko zostałeś trenerem?
- To nie była kariera, raczej przygoda. Wydaje mi się, że zapowiadałem się nieźle, zwłaszcza w sprincie. Byłem szybki, co potwierdzały wyniki w Polsce i na mistrzostwach świata juniorów. Technicznie jednak byłem słaby - wiem to dziś. W pewnym momencie zniechęciło mnie też środowisko. Z perspektywy czasu patrzę jednak na to inaczej. Zabrakło mi pewnej wiedzy i wsparcia. Była za duża presja otoczenia, brak zrozumienia, nawet wśród rodziców. Zmęczyło mnie to psychicznie, zanim zaczęła się tzw. "kariera". Dziś wiem, że błędy były też po mojej stronie. Wielu kwestii nie rozumiałem i nikt mnie na pewne sprawy nie przygotowywał. To były też inne czasy dla sportu w ogóle, minęło prawie ćwierć wieku. Później, już po studiach, pracowałem jako trener w szkole sportowej i klubie, byłem w PZN asystentem trenera Janusza Krężeloka, Miroslava Petraska, Lukasa Bauera. Poznałem też pracę od strony organizatora sportu.
Widzę pewne fundamentalne kwestie, które mamy do przepracowania - transparentność, wyzbycie się niszczącej presji i niezrozumiałych oczekiwań, poszerzanie wiedzy, bo edukacja ma wielką moc. Chciałbym też, żeby na każdym szczeblu tej układanki zwanej sportami zimowymi były osoby zaangażowane i ciężko pracujące, jednocześnie czujące dumę i radość z wybranej drogi. Mam przekonanie, że dlatego ważne są ciągła edukacja i jasne zasady, które usprawniają każdą pracę, staje się ona wtedy lżejsza, zrozumiała i efektywniejsza. Wierzę w to, że jak każdy zrozumie swoją rolę w sporcie i da z siebie sto procent możliwości, szybko nabierzemy wiatru w żagle, stając się regularnie konkurencją dla innych krajów. Mamy duży potencjał w naszym związku, który przez lata budowali poważni ludzie i ambitni sportowcy, musimy być im za to wdzięczny. Również za wsparcie sponsorów i ministerstwa, bo to także ich zasługa. Musimy więc umieć to dziś uszanować i wykorzystać, bo nie jest to dane nam raz na zawsze. Ci, którzy tego nie szanują, nie powinni być w naszym środowisku.
Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport
Zobacz również:













