Thomas Thurnbichler, trener kadry polski skoczków, cały czas twierdzi, że jego zawodnicy mają problem z techniką. Wygląda na to, że ta nagle posypała się tuż przed startem Pucharu Świata. Wcześniej nic tego nie zapowiadało. Z trenerem kadry zgodził się Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, który mówił o tym w obszernej rozmowie z Interia Sport po tym, jak spotkał się z Austriakiem. Chaos w kadrze skoczków. Czas na poważne rozmowy. "Droga z dobrego do złego jest bardzo szybka" Skoki narciarskie. Zmiany sprzętowe zaskoczyły Polaków? Były trener kadry wyjaśnił Zaskakujące jest też to, że rywalizację na początku wyraźnie zdominowały dwa kraje - Niemcy i Austria. W Klingenthal dołączyli do nich Słoweńcy, którzy z kolei mieli katastrofalne lato i swoje problemy w Ruce i Lillehammer. Wciąż jednak odstają Polska i Norwegia, co jest zaskoczeniem dla wielu ekspertów. Łukasz Kruczek, który pełni obecnie funkcję menedżera kadry, a wcześniej z sukcesami prowadził przez lata polskich skoczków, nie chciał mówić o dyspozycji naszych zawodników. Chętnie za to wyjaśnił zawiłości sprzętowe, bo sam w sezonie 2012/2013 przechodził przez wielki kryzys spowodowany zmianami podyktowanymi przez FIS. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Zmiany sprzętowe, jakie dokonała FIS tego lata, mogły mieć wpływ na to, że pojawił się kryzys wśród najlepszych krajów? Widać wyraźną dominację Niemców i Austriaków, a odstają Słoweńcy, Norwegowie i przede wszystkim Polacy? Łukasz Kruczek: - Każda zmiana sprzętowa, jaka by nie była, a w tym roku było wiele tych drobnych zmian, powoduje, że im ktoś szybciej zaadaptuje się do nowej sytuacji, ten na początku ma przewagę. Wygląda zatem na to, że Niemcy i Austriacy doskonale wykorzystali czas przed startem Pucharu Świata. Podobno nowe przepisy i zmiany, jakie zostały dokonane w sprzęcie preferują zawodników mocniejszych fizycznie? - Byłbym daleki od takiego rozważania, bo to trzeba byłoby policzyć wszystko bardzo dokładnie. Najważniejsze jest to, że każda zmiana w sprzęcie wymaga analizy. Sztab i zawodnicy znajdują się w nowej sytuacji. Pozostaje kwestia związana z tym, jak szybko uda się zaadaptować do nowych warunków narzuconych przepisami. To jest dla szansa na to, by odskoczyć rywalom. Zmiany sprzętowe mogą premiować bowiem danych zawodników. To powoduje zamieszanie w całym cyrku skokowym. Jak długo może trwać adaptacja do nowego sprzętu? Pan też miał z tym problem, gdy był trenerem kadry. Nasi skoczkowie fatalnie wówczas zaczęli sezon 2012/2013? - To prawda. Mieliśmy wówczas problemy z kombinezonami. Tam doszło do zmiany przepisów przed sezonem. Latem skakaliśmy w kombinezonach z tak zwaną zerową tolerancją. Krótko przed zimą nastąpił wówczas powrót do rozwiązań z roku poprzedniego. Nie zdążyliśmy się wówczas zaadaptować z tym na czas. Chwilę później wskakiwaliśmy już na podium. Wtedy jednak trzeba było się cofnąć ze sprzętem do roku wcześniejszego. I to zrobiliśmy. Teraz mamy do czynienia z nową sytuacją, polegająca na tym, że w sprzęcie zmieniło się sporo rzeczy, ale są to drobne zmiany. Wygląda na to, że poza Niemcami i Austriakami wszyscy przespali dostosowanie się do nowego sprzętu? - Niemcy i Austriacy w ogóle nie pokazywali się latem na skoczniach. Cały ten czas spędzili na treningach. Dochodziły do nas głosy, że niektórzy zawodnicy z tych krajów mają problemy z dostosowaniem się do nowej rzeczywistości. Wygląda jednak na to, że doskonale sobie z tym poradzili. I teraz są o krok przed wszystkimi. Nowy sprzęt mógł rozregulować technikę skoczków? - Technika powinna być dopasowana do zmian sprzętowych. Sam sprzęt niekoniecznie wywołuje zmiany w technice, ale aby go dobrze zastosować, to trzeba czasami zmodyfikować technikę. Czasami zmiany sprzętowe są też takie, że technika działa jeszcze lepiej. Nie ma jasnej odpowiedzi, jak długo będzie trwała adaptacja. Chciałoby się, by było to jak najkrócej, ale to wszystko zależy od zawodnika i od całej układanki i efektu domina, o której często mówiliśmy. Zaadaptowanie się do jednej zmiany może spowodować, że nastąpi automatyczna adaptacja do pozostałych elementów. Przecież każdy z tych krajów miał do dyspozycji nowy sprzęt od dawna, bo zmiany weszły 1 lipca. To znaczy, że w sztabach wydawało się, że wszystko działa, a jednak okazało się, że jest inaczej? - Gdyby patrzeć na to, jaką mamy sytuację, to moim zdaniem większość krajów zaskoczył poziom zawodników z Niemiec i Austrii. Schowali się i wyszli z lasu? - Można to tak ująć. Nie pokazywali się rzeczywiście bardzo długo. Był tylko jeden konkurs, kiedy mogliśmy zobaczyć prawie wszystkim latem. To był finałowy konkurs Grand Prix w Klingenthal. Tam jeszcze nie do końca było widać, że tak odpalą. Po tych zawodach zniknęli na ponad miesiąc. Okres jesienny jest najbardziej czuły, jeśli chodzi o zawodników. To jest przejście ze skakania letniego przez tory lodowe do zimy. W tym czasie wiele się dzieje. To jest niespotykana sytuacja w ostatnich latach. Jeszcze dwa miesiące wydawało się, że w czołówce został zachowany status quo, a jednak początek zimy to ogromna dominacja dwóch krajów. - To prawda. Patrząc jednak na Słoweńców, to oni mieli katastrofalne lato i nieudany początek zimy, ale już zaadaptowali się do nowych warunków. Ostatni weekend w Klingenthal wyglądał już bardzo dobrze w ich wykonaniu. Dalej zostajemy w tyle my i Norwegia. - I mogę zapewnić, że oba kraje intensywnie pracują nad tym, by te problemy były jak najszybciej rozwiązane. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport Polscy skoczkowie trenowali z Niemcami. Nagranie hitem. Kibice reagują