"To jeden z najczarniejszych dni dla skoków narciarskich, będziemy zastanawiali się nad dalszymi konsekwencjami" - tak, w rozmowie z Eurosportem, dyrektor PŚ Sandro Pertile podsumował aferę, jaka wybuchła na chwilę przed sobotnim konkursem indywidualnym na mistrzostwach świata w Trondheim. Zaczęło się od wpisu dziennikarza Jakuba Balcerskiego, który udostępnił w sieci nagrania mające być dowodem na to, że Norwegowie przeszywali kombinezony i wprasowywali w nie zduplikowane czipy. W związku z ujawnieniem materiałów Polska, Austria i Słowenia złożyły protest, lecz ten w pierwszym momencie został odrzucony. Chwilę później podjęto jednak decyzję, by raz jeszcze przyjrzeć się norweskim strojom. "Musieliśmy otworzyć kombinezony Norwegów, żeby przekonać się, że oszukiwali. Nie mogliśmy tego zrobić w trakcie konkursu" - tłumaczył Pertile. Kontrola wykazała nieprawidłowości (w kombinezonach miały być nielegalnie wszyte sznurki naciągające stroje), a w jej wyniku zdyskwalifikowano dwóch zawodników: drugiego w zawodach Mariusa Lindvika i czwartego Johanna Andre Forfanga. Wcześniej, po pierwszej serii, podobny los spotkał Kristoffera Eriksena Sundala. Lindvik, który w szokujących okolicznościach pożegnał się ze srebrem, krótko skomentował zarzuty o manipulowaniu przy strojach. To nie koniec. Do mediów docierają głosy od pozostałych norweskich przedstawicieli. Absolutnie nie ma w nich skruchy czy poczucia wstydu. Wina zdaje się być przerzucana na kogoś innego, a Norwegowie jawią się jako ci, którzy działają wedle hasła - jeśli ktoś złapie cię za rękę, mów, że to nie twoja ręka. Norwegowie rozżaleni, atakują rywali. "Powinni zająć się swoimi sprawami" W norweskiej kadrze wielkie oburzenie. Skupiają się jednak nie na tym, że zostali przyłapani na kombinowaniu przy strojach, a na fakcie, że ktoś potajemnie nagrał proceder, a wideo ujrzało światło dzienne. "Po pierwsze, nie widzę, co jest nie tak. Po drugie, niegrzecznie jest potajemnie filmować innych. Jeśli teraz tak to przedstawiają, to znaczy, że chcą wojny. To ludzie, którym ufaliśmy, a poza tym obowiązuje dżentelmeńska umowa dotycząca sposobu funkcjonowania w środowisku" - denerwuje się Forfang, cytowany przez Dagbladet. A dopytywany, co sądzi na temat tego, że sprawa w polskich mediach opisywana jest jako ogromny skandal, odpowiada krótko, acz wymownie. W Polskę mocno uderza szef norweskich skoków, Jan-Erik Aalbu. Sugeruje, że polska delegacja podniosła problem, bo naszym reprezentantom słabo idzie na skoczni i trzeba było znaleźć temat zastępczy. W sprawie ze strojami nie dostrzega żadnego skandalu, a określanie jej w taki sposób jest - jego zdaniem - mocno na wyrost i stanowi niepotrzebną nagonkę. "Polska chciałaby tak myśleć [że to skandal]. Mają swoje problemy ze skokami, więc muszą zrzucić winę na coś innego. Jakoś my trzymaliśmy język za zębami, kiedy na początku sezonu to Austria dysponowała dobrym sprzętem" - mówi bez ogródek w Dagbladet. Twierdzi, że na nagraniu opublikowanym przez Balcerskiego rzeczywiście widać szycie strojów, ale nie ma to nic wspólnego z mistrzostwami świata w Trondheim, a przygotowaniami do Raw Air (13-16 marca). I on i trener Norwegów Magnus Brevig nie mają sobie niczego do zarzucenia. Nie wierzą, że nagranie pokazuje jakieś nieprawidłowości. Pytany wprost, czy norweska kadra sklonowała chipy i umieściła je w innych strojach, odpowiada bez wahania: "Nie jesteśmy aż tak zaawansowani cyfrowo, więc takie myślenie jest całkowicie błędne". Dodaje, że tak czy inaczej "sportowcy nie ponoszą za to żadnej odpowiedzialności". Dość kuriozalnie brzmi także wypowiedź wspomnianego już Breviga, który przekonuje, że wszywanie sznurków w kombinezony - za co zdyskwalifikowani zostali w sobotę Norwegowie - to nie żadne oszustwo, a po prostu wyłącznie... "złamanie zasad". Głos zabiera również ekspert NRK ds. skoków narciarskich, Johan Remen Evensen, który broni rodaków. I on kładzie akcent na fakt zgłoszenia sprzeciwu przez Polskę, Austrię i Słowenię. Oskarża rywali o to, że i oni z pewnością nie mają czystych sumień. "Uważam, że to okropne, gdy kilka narodów łączy siły, żeby przejąć kontrolę nad innymi. Jestem pewien, że oni robią to samo. Skoki stały się sportem sprzętowym. To, co dzieje się teraz, jedynie niszczy ten sport. Uważam, że Austriacy, Słoweńcy i Polacy powinni pójść własnymi drogami. Powinni zająć się swoimi sprawami zamiast tak brutalnie atakować inny naród" - podsumowuje.