Wszystko zaczęło się od ujawnienia przez dziennikarzy konfliktu pomiędzy dwiema czołowymi skoczkiniami Kingą Rajdą i Nicole Konderlą. Doszło do tego, że na zawody do Niemiec musiały jechać osobno, nie chciały też razem mieszkać już na miejscu. Adam Małysz: Próbowaliśmy już wszystkiego. Nic nie wychodzi A nie jest to jedyny problem, bo ostatnie lata, choć pozbawione sukcesów, pełne były za to mniejszych i większych problemów, konfliktów i zmian. Kilka zawodniczek zakończyło już przygodę ze skokami, a Małysz, w rozmowie ze "Sportowymi Faktami" wbił im szpilkę twierdząc, że karierę najpierw trzeba mieć, żeby potem ją skończyć. Czytaj także: Konflikt między Polkami, Małysz zabrał głos Te słowa wywołały spore zamieszanie w środowisku skoków. Jedni przyznawali rację prezesowi PZN, inni ganili go za to, że po raz kolejny dołuje zawodniczki, których przecież wcale nie mamy za wiele. Do mistrzostw Polski zgłosiły się tylko cztery skoczkinie i konkurs w ogóle się nie odbył. Jednak Małysz w rozmowie z TVP Sport stwierdził, że swoich słów nie żałuje. - Wszyscy myśleli podobnie, każdy bał się o tym powiedzieć. Jestem osobą, która mówi to, co myśli. Nikomu krzywdy nie zrobiłem. Pokazałem jedynie, jak skoki kobiet w Polsce wyglądają od środka. Nie jest dobrze. Było już parę rozmów z dziewczynami i trenerami. Tonujemy jednak emocje. Mamy plany na przyszłość. Chcemy je zrealizować. Próbowaliśmy już wszystkiego, co jest możliwe. Nadal nie wychodzi. Trzeba jednak pamiętać, że zmian nie wdrożymy na szybko w trakcie jednego sezonu. Miejmy nadzieję, że sytuacja się poprawi - mówił w rozmowie z TVP Sport Małysz.