Zawody w Zakopanem są dla polskiej kadry jednym z najważniejszych momentów w sezonie. Wiążą się one z wielką presją i oczekiwaniami. Także działaczy. Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, miał zatem po występie Polaków na Wielkiej Krokwi niedosyt. Brzmi jak plan. Kamil Stoch nie ma wątpliwości: jadę zaszaleć i dobrze się bawić Adam Małysz: jest lekki niedosyt Tomasz Kalemba, Interia Sport: Kiedy przychodził czas konkursów Pucharu Świata w Zakopanem, to zawsze liczyliśmy na coś ekstra ze strony polskich skoczków. Tym razem tego zabrakło. Fajnie, że rozwija nam się Paweł Wąsek i na Wielkiej Krokwi bił się o podium, Drużyna też zajęła piąte miejsce, ale to chyba za mało, jeśli chodzi o Zakopane. To skocznia przecież doskonale znana naszym zawodnikom. Adam Małysz: - Oczywiście, że tak. To Zakopane jest wyjątkowe i zawsze inaczej wyjeżdża się z niego, kiedy jest podium. Jest zatem lekki niedosyt. Patrząc jednak na Pawła i to, jak się rozwija, to jest tylko kwestią czasu, jak stanie na podium. On popełnia błędy na progu, a mimo tego jest w stanie się tak skoncentrować, że leci. I choćby z tego względu czekam na loty w Oberstdorfie, bo Paweł zawsze był sceptyczny, jeśli chodzi o rywalizację na "mamutach". Jestem jednak przekonany, że teraz poczuje frajdę z lotu i nabierze większej chęci na rywalizację na takich obiektach. W serii próbnej przed niedzielnym konkursem miał fatalny skok, ale na zawody się zebrał. To pokazuje, że jest pewny siebie. - Ale to też pokazuje, że ciągle jeszcze popełnia błędy. Kiedy przychodzą zawody, to Paweł potrafi się bardzo zmotywować. W Zakopanem miał jednak wielki stres przed niedzielnym startem. Wręcz nie spał w nocy przed konkursem, bo chciał pokazać się z jak najlepszej strony. Sam też kiedyś byłem w takiej sytuacji, więc nie dziwię się Pawłowi. Jak ocenisz resztę naszej kadry? Mały plus chyba trzeba dopisać przy Dawidzie Kubackim i Kamilu Stochu. To wciąż jednak za mało. Potrzebujemy zawodników, którzy będą regularnie skakać w "10, w "15". Tylko wtedy jest szansa na to, że może coś zdziałać też nasza drużyna. - Przez lata byliśmy w światowej czołówce, więc teraz zbieranie punktów Pucharu Świata nie jest już satysfakcjonujące. Kiedyś cieszyliśmy z tego. Teraz kibice chcą więcej. Zmienia się pokolenie naszych skoczków, więc trzeba się przyzwyczaić do tego, że na razie tak wielkich sukcesów, jak w ostatnich latach, może nie być. Trzeba jednak pracować tak, by wróciły dla nas dobre lata. Wielki kryzys dopadł Aleksandra Zniszczoła, który miał najlepszy początek sezonu w karierze. Możliwe, że przebudzi się na lotach, które przecież są wymagające, ale z drugiej strony to jest doskonały lotnik? - Powiem szczerze, że podobnie jak Thomas Thurnbichler, liczę na to, że Olek pokaże się na tych lotach. On nie ma takiej mocy, ale na lotach potrafi się odnaleźć. Nawet w trudnych warunkach. Polska jest liderem, jeśli chodzi o dyskwalifikacje w tym sezonie. Martwi cię to? - Pewnie, że martwi. Rozmawiam ze sztabem. Oni twierdzą, że muszą być cały czas na limicie, żeby być w czołówce. Tyle że - póki co - innych nie dyskwalifikują, a nas ciągle. Mamy jeszcze dużo do przegadania. Alex Stoeckl uspokaja i prosi, by dać naszemu sztabowi pracować w spokoju. Cierpliwość to chyba w tym momencie słowo klucz. - Wielu zawodników potrzebuje spokoju, a tymczasem czują presję. Na pewno przyda się luźny trening. To nie jest łatwe, kiedy trwa sezon. Zima to jest czas na starty, a nie na treningi. Jeśli jednak coś nie idzie, to trzeba zrobić krok do tyłu, by zrobić później dwa do przodu. W Zakopanem - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport